Chęć przeprowadzenia w następnym roku zjazdu pojednawczego, który umożliwiłby połączenie obu części organizacji, Mieczysław Łysy ogłosił na początku roku, po tym, jak objął stery w reżimowym ZPB po odejściu z niego kontrowersyjnego i niemówiącego po polsku prezesa Stanisława Siemaszki.
Ani wczorajsze sprawozdanie Orechwo z działalności organizacji w okresie pełnienia przez nią obowiązków prezesa, ani wystąpienia delegatów zjazdu nie wskazywały na to, by stosunek do propozycji Łysego w podziemnym ZPB się zmienił. Tak się dzieje mimo tego, że o podjęcie dialogu z reżimowcami w celu zalegalizowania działalności organizacji niejednokrotnie apelował jej założyciel i pierwszy prezes Tadeusz Gawin.
Problemy
Stanowisko Gawina jest bliskie byłej przewodniczącej Związku Polaków Andżelice Borys, od której władzę w organizacji przejęła Orechwo. W styczniu w rozmowie z „Rz" była prezes ZPB sceptycznie wypowiedziała się o perspektywach rozwoju organizacji w warunkach podziemia. – Organizacja zaczyna cierpieć na syndrom prześladowczy i hermetyzuje się – mówiła nam Borys, przestrzegając kolegów przed hołdowaniem zasadzie: im gorzej, tym lepiej.
Ostatnie lata działalności ZPB pod przewodnictwem Anżeliki Orechwo upłynęły pod znakiem utrudnień czynionych dla inicjatyw organizacji przez władze białoruskie. Trudności te polegają między innymi na tym, że podziemny ZPB nie może organizować większych imprez kulturalno-oświatowych w kraju, gdyż władze odmawiają organizacji między innymi w wynajmowaniu odpowiednich pomieszczeń. Orechwo przyznaje, że taktykę jawnego prześladowania członków jej organizacji władza zmieniła na taktykę niejawnych, za pośrednictwem telefonu, pogróżek pod adresem działaczy oraz zniechęcania ich do aktywności w ZPB w miejscach pracy.
Odejściem od taktyki niejawnej inwigilacji są otwarte represje stosowane wobec najbliższego współpracownika Orechwo, dotychczasowego szefa Rady Naczelnej ZPB, a jednocześnie białoruskiego korespondenta „Gazety Wyborczej" Andrzeja Poczobuta. Skazany w zeszłym roku przez sąd w Grodnie na trzy lata pozbawienia wolności w zawieszeniu na dwa lata za rzekomo zniesławiające białoruskiego dyktatora Aleksandra Łukaszenkę artykuły w „Gazecie Wyborczej", działacz polski czeka na kolejny proces. Tym razem w sprawie rzekomego powtórnego zniesławienia Łukaszenki w artykułach, które publikował na opozycyjnych białoruskich portalach internetowych. Wczoraj Andrzej Poczobut zrezygnował z funkcji.
Jak powiedział, nie widzi sensu pozostawania na czele Rady Naczelnej, skoro czeka go proces karny.