Berlusconi w listopadzie ubiegłego roku złożył rezygnację i na wiele miesięcy zniknął z mediów. Gdy tego lata powrócił, w wywiadach mówił o częściowym wycofaniu się z polityki. Widział się w charakterze szarej eminencji swojej partii Lud Wolności, doradcy młodszych, którzy przejmą przywództwo włoskiej centroprawicy. W październiku zmienił zdanie. Powiedział, że choć na premiera kandydować nie zamierza, rzuca się w wir polityki. Dał równocześnie do zrozumienia, że może utworzyć nowe ugrupowanie nawiązujące nazwą Forza Italia do początków jego kariery politycznej.

W środę późnym wieczorem, po spotkaniu z partyjną wierchuszką, Berlusconi wydał komunikat, który zaszokował Italię: „Jestem zarzucany prośbami, by wrócić na boisko. Sytuacja kraju jest o wiele gorsza niż rok temu. Italia stoi na skraju przepaści. Nie mogę pozwolić, by mój kraj wpadł w spiralę recesji bez końca. Odpowiednie decyzje podejmiemy w najbliższych dniach". Berlusconi mówił o dramatycznym wzroście bezrobocia i podatków, zubożeniu rodzin i załamaniu gospodarki. Wszyscy przyjęli to oświadczenie jako de facto złożenie własnej kandydatury na premiera w najbliższych wyborach, które powinny odbyć się najpóźniej w kwietniu 2013 r.

Deklaracja zaskoczyła nawet najbliższych współpracowników 76-letniego już Berlusconiego i zdominowała wszystkie włoskie media. Komentatorzy gubią się w domysłach. Z niedyskrecji podanych przez „Corriere della Sera" wynika, że środowe spotkanie partyjnej wierchuszki miało bardzo dramatyczny przebieg. Berlusconi miał zarzucić zdradę chcącym zwekslować go na boczny tor współpracownikom i postanowił wydać im wojnę, licząc, że to on, a nie stworzona przez niego partia, będzie największym atutem centroprawicy w zbliżających się wyborach.

Z sondaży wynika, że w tej chwili Lud Wolności może liczyć na 16 proc. głosów, a odbudowana przez Berlusconiego Forza Italia na zaledwie 9 proc. Wybory wygra zapewne lewica.

Korespondencja z Rzymu