Wczorajszą konferencję prasową zdominował temat rosyjskiej reakcji na amerykańską tzw. ustawę Magnickiego. Zakazuje ona winnym śmierci w rosyjskim więzieniu Siergieja Magnickiego, amerykańskiego prawnika, wjazdu do USA i korzystania z amerykańskich banków. Odpowiedzią jest zakaz adopcji rosyjskich dzieci przez obywateli USA.
Ustawa Magnickiego to „nieprzyjazny akt" – stwierdził rosyjski prezydent. I tłumaczył, że decyzja rosyjskiej Dumy wcale nie jest „wykorzystywaniem dzieci do celów politycznych". Jego zdaniem większość Amerykanów, adoptujących małych Rosjan, zachowuje się, jak należy, ale Stany Zjednoczone postępują niewłaściwie. I na dodatek stworzyły więzienie w Guantanamo oraz tajne więzienia CIA.
– Oni (Amerykanie – przyp. red.) niepokoją się o prawa człowieka. A zalegalizowali tortury – podkreślił. Zarzucił Waszyngtonowi, że nie dopuszcza przedstawicieli Moskwy na procesy sądowe w sprawie adopcji. – Podoba się panu, gdy pana poniżają? Jest pan masochistą? – pytał Putin dziennikarza „Argumentów i Faktów". Ale zapewnił innego, że krytyczne opinie społeczeństwa w tej sprawie przyjmuje z wielką uwagą.
Putin po raz ósmy w historii swojej prezydentury spotkał się z rosyjskimi i zagranicznymi dziennikarzami. Zdaniem moskiewskich ekspertów prezydent znalazł się w niezręcznej sytuacji. – Z jednej strony, chciałby podpisać rosyjską ustawę w odpowiedzi na decyzję amerykańskiego Kongresu i Senatu. Z drugiej, rozumie, że ucierpi na tym jego wizerunek. Z decyzją w sprawie podpisania ustawy Putin będzie zwlekał do końca – mówił moskiewski politolog Aleksiej Makarkin.
Putin odpowiedział na 81 pytań dziennikarzy, ale nie pobił rekordu konferencji z lutego 2008 r. Tamta trwała 4 godz. i 40 min. Tym razem Putinowi zabrakło zaledwie siedmiu minut. Rozmowa z mediami skończyła się po 4 godz. i 33 min.