Reklama

Kongo: małe szanse na powtórkę z Mali

Kongo nie daje sobie rady z krwawą rebelią na wschodzie kraju. Chętnych do interwencji zbrojnej jest jednak niewielu.

Publikacja: 18.02.2013 23:25

Po okresie długich dyskusji na temat przeciwdziałania rebelii we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga na działanie zdecydowała się Republika Południowej Afryki.

Dowódca armii RPA gen. Vusumuzi Masondo udał się w zeszłym tygodniu do Konga, aby omówić z dowództwem stacjonujących tam oddziałów ONZ zmianę strategii.

Siły pokojowe ONZ są obecne w Kongu już od 2000 r. Zostały tam rozmieszczone po krwawej wojnie domowej, która pochłonęła 4–5 mln ofiar. Problem w tym, że oddziały te, których utrzymanie kosztuje społeczność międzynarodową ok. miliarda dolarów rocznie, oskarżane są o bezczynność wobec rebelii szerzącej się na wschodzie Konga.

Na obszarze tym działa co najmniej sześć różnych organizacji rebelianckich, najczęściej reprezentujących lokalne grupy narodowościowo-plemienne. Zbrojne grupy terroryzują mieszkańców, dokonują mordów i prowadzą rabunkowe wydobycie cennych surowców mineralnych.

Największe z nich (jak M23, Sheka, FDLR) mają kilka tysięcy dobrze uzbrojonych bojowników i bez trudu odpierają ataki kongijskich sił rządowych. W grudniu partyzanci z grupy M23 zajęli na dwa tygodnie milionowe miasto Goma. W ogólnym chaosie grupy rebelianckie walczą też między sobą. Liczące 4 tys. żołnierzy oddziały RPA przebywają już od dawna w Kongu, jednak rząd w Pretorii, działając na podstawie mandatu regionalnej organizacji Wspólnota Rozwoju Południa Afryki (SADC), zamierzają zmienić taktykę działania. Siły pokojowe ONZ nie mogły prowadzić akcji ofensywnych, a ich mandat ograniczał się do odpierania ewentualnych ataków. Teraz mają otrzymać prawo do ścigania rebeliantów.

Reklama
Reklama

Plany te nie podobają się sąsiedniej Rwandzie, którą Kongijczycy oskarżają o sprzyjanie części grup rebelianckich. Rwanda twierdzi, że obce wojska w pościgu za partyzantami mogą przekraczać jej słabo oznaczoną granicę.

Wysłanie swoich oddziałów pod egidą Unii Afrykańskiej do wschodniego Konga rozważały już w ubiegłym roku rządy Kenii, Tanzanii i Angoli. Na zorganizowanej we wrześniu w Kampali konferencji na temat sytuacji w regionie Wielkich Jezior zdecydowano nawet, że siły takie zostaną zorganizowane do końca 2012 r.

W rzeczywistości gotowość wysłania swoich żołnierzy zgłosiła jedynie Tanzania. Pozostałe państwa wycofały swój akces, tłumacząc się problemami organizacyjnymi i finansowymi. Problemem jest tez stanowisko rządu DR Konga, który podejrzewał sąsiednie państwa o wspieranie niektórych grup rebelianckich.

W tej sytuacji zorganizowanie skutecznej akcji międzynarodowej na wzór interwencji w Mali wydaje się wciąż mało realne. Tym bardziej że nie ma szans na włączenie się któregoś z dużych mocarstw w skali porównywalnej do zaangażowania Francji w zwalczanie malijskich islamistów.

Po okresie długich dyskusji na temat przeciwdziałania rebelii we wschodniej części Demokratycznej Republiki Konga na działanie zdecydowała się Republika Południowej Afryki.

Dowódca armii RPA gen. Vusumuzi Masondo udał się w zeszłym tygodniu do Konga, aby omówić z dowództwem stacjonujących tam oddziałów ONZ zmianę strategii.

Pozostało jeszcze 88% artykułu
Reklama
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1250
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1248
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1247
Świat
Katastrofa samolotu pasażerskiego w Rosji. Na pokładzie znajdowało się ok. 50 osób
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1246
Reklama
Reklama