Do takich sensacyjnych wniosków doszli historycy badający dokumenty z okresu „aksamitnej rewolucji".
Dotychczas tajne dokumenty z listopada 1989 r. zgromadzone przez parlamentarna komisję badającą tło ówczesnych wydarzeń przeanalizowali historycy praskiego Instytutu Badań nad Ustrojami Totalitarnymi (USTR). Kompletny zbiór tych dokumentów ma się niedługo ukazać w formie książkowej.
W Czechosłowacji od początku 1989 r. dochodziło do demonstracji i protestów antykomunistycznych. Siły bezpieczeństwa tylko sporadycznie podejmowały działania przeciwko ich uczestnikom, jednak unikały szerokich akcji represyjnych. Historycy twierdzą, że z niektórych dokumentów wynika, że stacjonujące wówczas w kraju oddziały sowieckie w sile 70 tys. żołnierzy w razie otwartego konfliktu miały powstrzymywać działania służby bezpieczeństwa.
Historyk Pavel Žáček, były dyrektor USTR, twierdzi, że w ten sposób potwierdzenie zyskała teza zgodnie z którą przywódcy ZSRR byli zainteresowani przeprowadzeniem demokratycznych zmian na własnych zasadach. Nie wszyscy czescy historycy zgadzają się z taką interpretacją ujawnionych dokumentów. Niektórzy – jak np. Tomaš Vilimek z Instytutu Historii Najnowszej Czeskiej Akademii Nauk – uważają, że można co najwyżej stwierdzić, że kierownictwo sowieckie obiecywało neutralność w razie konfliktu, co i tak było wielkim postępem od czasu interwencji z 1968 r. Vilimek twierdzi, że Michaił Gorbaczow już półtora roku przed obaleniem komunizmu w Czechosłowacji dawał do zrozumienia, że kolejna interwencja zbrojna w Pradze jest wykluczona.
W Czechach do dziś trwa spór o wyjaśnienie tła wydarzeń z 1989 r. Po latach poszukiwania odpowiedzialnych za brutalne stłumienie demonstracji studenckiej 17 listopada 1989 r. w stan oskarżenia postawiono 28 funkcjonariuszy komunistycznych, jednak wyrok usłyszało zaledwie dwóch byłych milicjantów,