Dowódcy WAS, na których powołuje się brytyjski „The Guardian", twierdzą, że w niektórych regionach ich oddziały praktycznie przestały istnieć, w innych brakuje jednej czwartej bojowników. Problem dotyczy Allepo, Hamy, Idlibu, Deir al-Zor i regionu Damaszku.
Ala'a al-Basha, dowódca brygady Sajida Aisza, wysłał w ubiegłym miesiącu do szefa sztabu WAS gen. Salima Idrissa informację, iż około 3 tys. jego żołnierzy przeszło na stronę al-Nusra, a głównym powodem był brak broni i amunicji. Przejściem na stronę islamistów grożą żołnierze WAS z regionu Banias, gdzie niedawno doszło do masakry na cywilach. Dowodzący tam twierdzą, że nie byli w stanie jej powstrzymać, bo brakowało im broni.
Dla wielu bojowników wielkie znacznie ma również ideologia. - Kolega pytał, czy walcząc dla Wolnej Armii zostanie męczennikiem. Niedługo potem dołączył do al-Nusra. Poprosił o karabin snajperski i szybko go dostał – powiedział „Guardianowi" Abu Islam, dowódca z Allepo.
Popierana przez Zachód WAS długo była główną uzbrojoną grupą operacyjną syryjskiej opozycji. Jej trzon stanowią dezerterzy z armii syryjskiej. Organizacja przez syryjski reżim uważana za ugrupowanie terrorystyczne.W pierwszych tygodniach od powołania ponad dwa lata temu, WAS liczyła około tysiąca ludzi. Na początku tego roku mówiło się o 25 tys. zbuntowanych żołnierzy i ochotników. WAS została podzielona na 22 bataliony, które podjęły w całym kraju działalność partyzancką.
O al-Nusra zrobiło się głośno wiosną tego roku, gdy 10 kwietnia jego dowodzący Abu Mohamed al-Golani, przyrzekł lojalność Ajmanowi Zawahiriemu, przywódcy liderowi Al-Kaidy. Al-Golani przyznał się do przeprowadzenia wielu zamachów na reżim Asada. Dzień wcześniej bojownicy Frontu oficjalnie ogłosili, iż są odgałęzieniem irackiej filii Al-Kaidy.