Zapisała się na jogę, potem na tai-chi. Chodziła na siłownię. Nie pomagało. Zaczęła pisać – jak wyjaśniła na swoim blogu – „z powodu frustracji, która raczej w niczym nie różni się od odczuwanej przez wielu Kubańczyków". „Kolejne lata to bezustanny wybór pomiędzy »To działa« a »Nie warto za to aż tak cierpieć«" – napisała.
Zamieszczenie postu na blogu powinno trwać góra kilkanaście sekund. Na Kubie, gdzie Internet ściśle kontrolowany był przez państwo, czasem zajmowało to Sanchez wiele tygodni. Po skończeniu filologii na Uniwersytecie w Hawanie, jak wielu młodych Kubańczyków wyjechała z kraju. Dlaczego wróciła po kilku latach, właściwie nie wyjaśniła, choć pewne jest, że zrobiła to nielegalnie i żeby władze nie wyrzuciły jej z kraju, podarła paszport. Tak stała się nielegalną Kubanką na Kubie.
Dzięki znajomości języka niemieckiego zatrudniła się jako przewodniczka zachodnich turystów. Dzięki temu było jej łatwiej zamieszczać posty. Przez ponad rok przebierała się za turystkę i zakradała się do hoteli w Hawanie, gdzie w kafejkach internetowych kopiowała z pendrive'a posty, zamieszczając na blogu kolejne opisy realiów kubańskiego życia, informacje o łamaniu praw człowieka i wolności prasy. Dziś blog tłumaczony jest na kilkanaście języków, ma 14 mln wejść miesięcznie. Sanchez za 30 minut w sieci płaciła 3 dol. – na Kubie to fortuna. Kilka razy kpiła, że właśnie dla tych paru minut w sieci pracuje cały miesiąc.
Post z 7 maja 2008 r: „Wczoraj otrzymałam nowy podarunek. Nazywa się »schwytana bloggerka« i polega na uniemożliwieniu mi wyjazdu do Madrytu. Ofiarodawcy nie zdradzili swego imienia, ale na tym blogu mówimy o nich »oni«. To ci, którzy w wojskowym ubraniu sterują naszymi prawami obywatelskimi i nie dają wyjaśnień, tylko wydają rozkazy". Do Madrytu Sanchez miała jechać po odbiór nagrody José Ortegi y Gasseta przyznawanej dziennikarzom przez „El País". Potem były kolejne wyróżnienia, m.in. Uniwersytetu Columbia, tygodnika „Time", który umieścił ją na liście 100 najbardziej wpływowych ludzi świata, czy „Foreign Policy" dla „10 najbardziej wpływowych intelektualistów Ameryki Południowej".
Władze w Hawanie kilkadziesiąt razy odmówiły Yoani Sanchez prawa do wyjazdu z wyspy. „Funkcjonariusze zapominają, że w cyberprzestrzeni mój głos może podróżować bez ograniczeń, bez pytania o zgodę. Nieważne, czy oddadzą mi paszport. Od roku mam inny. W rubryce »narodowość« widnieje słowo »blogger«" – napisała.