W wywiadzie dla telewizji Al-Manar, która jest własnością libańskiego Hezbollahu, Assad powiedział, że w Syrii jest już "pierwsza część" nowoczesnego systemu obrony przeciwlotniczej S-300 produkowanego w Rosji. Wywiad zostanie nadany dziś po południu.
Syryjscy rebelianci nie mają lotnictwa i Assad nie kupuje S-300, by poprawić swe szanse w dwuletniej wojnie domowej. S-300 ma odstraszyć Izraelczyków, którzy już kilka razy bombardowali w ostatnich miesiącach cele na terytorium Syrii.
Izrael robi to, bo obawia się, że syryjska broń trafi w ręce Hezbollahu lub innych ugrupowań, których celem jest walka z państwem żydowskich. Dlatego Izraelczycy zniszczyli m.in. transport rakiet, który jechał z Syrii do Libanu. W transporcie zginął m.in. pułkownik Strażników Rewolucji, irańskiej organizacji paramilitarnej prowadzącej działania terrorystyczne poza granicami Iranu i ściśle współpracującej z Hezbollahem.
Zachód próbował powstrzymać Rosję przed wysłaniem systemu, który poważnie zmieni układ sił pomiędzy Syrią, Hezbollahem i Izraelem. Premier Izraela poleciał nawet do Moskwy, by prosił Władimira Putina o niewysyłanie S-300.
Izraelscy wojskowi nie ukrywają, że S-300 będzie dla nich poważnym problemem. Nie tylko dlatego, że może zagrozić izraelskim myśliwcom nad Syrią, ale także dlatego, że jego zasięg jest wystarczająco duży, by zestrzelić każdy samolot nad izraelskimi lotniskami, nie tylko na północy kraju, ale także np. nad cywilnym lotniskiem w Tel Awiwie.