Tomasz Deptuła z Nowego Jorku
To jeden z najciekawszych wyścigów wyborczych, jaki toczyć się będzie w USA jesienią tego roku. Wybory do Kongresu odbędą się dopiero w listopadzie 2014 roku, Amerykanie będą więc wybierać władze stanowe i lokalne.
Uczestnicy wyścigu do nowojorskiego ratusza jeszcze we wtorek rano (w USA nie ma ciszy wyborczej) namawiali na stacjach metra i promach do poparcia ich kandydatury w partyjnych prawyborach.
Na najpoważniejszego kandydata na burmistrza 8-milionowego miasta wyrósł w ostatnich tygodniach wśród demokratów Bill de Blasio, piastujący obecnie urząd obrońcy praw obywatelskich. Ostatnie sondaże Quinnipiac University dawały mu 39 proc. poparcia. Na drugim miejscu plasował się były kontroler (rewident) miejski Bill Thompson, którego chciał poprzeć co czwarty wyborca zarejestrowany jako demokrata. Na trzecie miejsce spadła niedawna liderka sondaży, przewodnicząca Rady Miejsciej Christine Quinn (18 proc.). Dwaj pozostali kandydaci – uwikłany w skandal obyczajowy b. kongresman Anthony Weiner (6 proc.) i aktualny rewident miejski John Liu (4 proc.) praktycznie nie liczyli się już w walce o nominację. Jeśli żaden z kandydatów nie otrzyma 40 proc. głosów (wyniki będą znane w środę nad ranem czasu polskiego) konieczna będzie dogrywka między osobami, które zajęły dwa pierwsze miejsca. Jej termin wyznaczono na 1 października.
Wśród republikanów zdecydowanym liderem sondaży jest John Lhota, który przez wiele lat kierował systemem transportu miejskiego. Nowy Jork jest jednak miastem zdominowanym przez elektorat Partii Demokratycznej, a Lhocie brakuje charyzmy republikanina Rudolpha Giulianiego oraz fortuny Michaela Bloomberga (o pierwszą kadencję walczył jako republikanin, potem jako kandydat niezależny), aby nawiązać równorzędną walkę z demokratami.