Kenia: zakładniczka terroryzmu

Dramat zakładników w Nairobi to zemsta za to, że Kenia stała się afrykańskim policjantem.

Publikacja: 24.09.2013 01:07

Wczoraj cały dzień słychać było eksplozje i strzały w centrum handlowym Westgate w Nairobi, gdzie za

Wczoraj cały dzień słychać było eksplozje i strzały w centrum handlowym Westgate w Nairobi, gdzie zamachowcy przetrzymywali zakładników. FOT. AFP

Foto: AFP

Somalijscy zamachowcy, którzy od soboty przetrzymywali zakładników w centrum handlowym w Nairobi, w pewnym sensie odnieśli sukces. Kenijczykom już dawno udało się zapomnieć, że ich kraj jest w stanie wojny. Wprawdzie przy wejściach do państwowych budynków czy centrów handlowych zainstalowano bramki do wykrywania metalu, ale od dawna na ich piszczenie w zasadzie nikt nie zwraca uwagi. Nawet podczas kampanii przed marcowymi wyborami prezydenckimi temat interwencji w sąsiedniej Somalii pojawiał się sporadycznie, bo politycy woleli się kłócić o wysokość poselskich uposażeń.

Wczoraj, trzeciego dnia dramatu w centrum handlowym Westgate, gdy już było jasne, że dżihadyści z somalijskiego komanda zabili co najmniej 62 zakładników, błyskawicznie wróciły pytania o wojnę z terroryzmem, przede wszystkim dlaczego to Kenia pełni rolę afrykańskiego policjanta, narażając się na atak.

Afrykański Afganistan

– Udaliśmy się do Somalii, by pomóc stabilizować ten kraj, ale też, co najważniejsze, by prowadzić wojnę przeciwko terroryzmowi. Nie ustąpimy – przekonywał prezydent Uhuru Kenyatta, wzywając rodaków do jedności i zachowania spokoju. On sam w Westgate stracił bratanka.

Gdy Kenyatta przemawiał, wciąż jeszcze trwał szturm w centrum handlowym. Z resztą ta operacja może być doskonałą metaforą trwającej w Afryce wojny z terrorystami: w akcji w Nairobi lokalne służby wspierali agenci CIA i izraelscy komandosi, a jednocześnie dla niektórych kenijskich policjantów skierowanych do akcji zabrakło kamizelek kuloodpornych, a nawet hełmów.

„Ostrzegaliśmy Kenię przed tym atakiem, ale zostaliśmy zignorowani. Jej wojska wciąż znajdują się na naszej ziemi i zabijają niewinnych cywilów. Nie będzie spokoju w Kenii, póki w naszym kraju znajdują się wasi żołnierze” – napisał wczoraj w oświadczeniu do Kenijczyków szejk Mohamud Rage, rzecznik ruchu somalijskich szababów. To, że będą oni szukali zemsty, było jasne od dawna, szczególnie że to właśnie Kenia zadała im najdotkliwszy z ciosów.

Szababów często nazywa się afrykańskimi talibami. Ich ruch, tak samo jak ten afgański, narodził się z buntu przeciw koszmarowi wojny domowej. Szababowie uwierzyli, że jeśli podbijając kraj, wprowadzą w nim islamski porządek, wreszcie zapanuje pokój. I – tak samo jak w Afganistanie – gdy zdobywali władzę, w zasadzie reszty świata to nie obchodziło.

Po upokarzającej porażce Amerykanów w 1992 r. w Mogadiszu sytuacja w Somalii interesowała jedynie jej sąsiadów. Nie zależało im jednak na przerwaniu ciągnącej się od dwóch dekad wojny domowej, a przede wszystkim chcieli mieć spokój na własnych granicach. Szababowie w zasadzie nie niepokojeni zdobywali więc bez pośpiechu kolejne terytoria. Opinię niepokonanych i uwagę świata zyskali dopiero w 2009 r., gdy Etiopia po nieudanej interwencji wycofała z Somalii swe wojska. Wprawdzie stacjonowały tam jeszcze trzy bataliony Unii Afrykańskiej, ale każda ich ofensywa kończyła się tym, że to szababowie zdobywali nowe regiony.

Operacja Linga Nchi

Wprowadzanie szarijatu na coraz to nowych terenach toczyłoby się pewnie swoim rytmem, gdyby nie susza dwa lata temu. Była najgorsza od 60 lat. Szababom zaczęło brakować pieniędzy oraz rekrutów do wojaczki. Okazało się, że obietnice, iż zapewnią spokój, już nie działały jak niegdyś. Po raz pierwszy od powstania ich ruchu słabli.

Operacja Linga Nchi zaczęła się niespodziewanie 16 października 2011 r., gdy sześć tysięcy kenijskich żołnierzy przekroczyło południową granicę Somalii. Pretekstem do rozpoczęcia operacji było uprowadzenie kilka dni wcześniej dwóch Hiszpanek z organizacji Lekarze bez Granic, które pracowały w przygranicznym obozie dla uchodźców w Kenii. Tak naprawdę przygotowania do Linga Nchi trwały od wielu miesięcy, gdy okazało się, że słabnący szababowie szukają sojuszu z fundamentalistami z nigeryjskiej sekty Boko Haram oraz przyrzekli lojalność szefowi Al-Kaidy Ajmanowi Zawahiriemu i aspirują do roli filii tej organizacji w regionie.

Kenijczycy nie wkroczyli do Somalii w pojedynkę. Wsparli ich Amerykanie danymi wywiadowczymi i bezzałogowcami MQ-9 Raptor oraz Francuzi, których okręty zablokowały kontrolowane przez szababów porty. Dołączyły też trzy tysiące etiopskich żołnierzy oraz wyposażeni w zupełnie nowy mandat żołnierze Unii Afrykańskiej, którzy odtąd mogli nie tylko utrzymywać pokój, ale również go wymuszać.

Decydująca dla całej operacji okazała się spektakularna ofensywa Kenijczyków w ostatnim bastionie szababów, portowym mieście Kismaju. To tamtędy od kilku lat wiódł ich główny szlak przerzutowy. Z ustaleń ONZ wynika, że na szmuglu, m.in. broni i cennych kamieni, zarabiali tam co miesiąc 500 tys. dol.

Pierwsza na froncie

Kenia, jedno z najstabilniejszych państw w regionie, dzięki operacji w Somalii znalazła się także w centrum wojny z terroryzmem w Afryce. Wśród placówek CIA ta w Nairobi uważana jest za największą w Afryce. Jednocześnie ambasador USA w Kenii był zastępcą koordynatora Departamentu Stanu ds. walki z terroryzmem.

Kenijskie media przypominają, że zachodnie służy ostrzegały, iż centrum handlowe Westgate może znaleźć się na celowniku żądnych zemsty terrorystów i że jest ono – podobnie jak inne miejsca użyteczności publicznej – słabo chronione. Kenijczycy przede wszystkim jednak na razie są wstrząśnięci rozmiarem tragedii. Wśród zabitych jest m.in. popularna popularna prezenterka radiowa, słynny poeta z Ghany oraz wielu cudzoziemców.

Somalijscy zamachowcy, którzy od soboty przetrzymywali zakładników w centrum handlowym w Nairobi, w pewnym sensie odnieśli sukces. Kenijczykom już dawno udało się zapomnieć, że ich kraj jest w stanie wojny. Wprawdzie przy wejściach do państwowych budynków czy centrów handlowych zainstalowano bramki do wykrywania metalu, ale od dawna na ich piszczenie w zasadzie nikt nie zwraca uwagi. Nawet podczas kampanii przed marcowymi wyborami prezydenckimi temat interwencji w sąsiedniej Somalii pojawiał się sporadycznie, bo politycy woleli się kłócić o wysokość poselskich uposażeń.

Pozostało 90% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1020
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1019
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1017