Wybrany właśnie na szefa frakcji ugrupowania Lewica w Bundestagu Gregor Gysi jest nie tylko znany jako były współpracownik Stasi, służby bezpieczeństwa NRD. Jest talentem politycznym, elokwentny i dowcipny, jest świetnym mówcą i celebrytą znanym z licznych występów w politycznych show. Będzie najważniejszą postacią opozycji w wypadku utworzenia rządu wielkiej koalicji, czyli CDU/CSU i SPD.
To historyczna szansa dla całego ugrupowania postkomunistów, którzy myślą już o tym, aby w wyniku kolejnych wyborów sięgnąć w Niemczech po władzę, oczywiście w koalicji z SPD. Próbę taką podjął Gysi tuż przed niedawnymi wyborami do Bundestagu, oferując SPD współpracę. Gdyby udało się do tego projektu włączyć ugrupowanie Zielonych, utworzenie rządu posiadającego stabilną większość w Bundestagu nie byłoby żadnym problemem. Gregor Gysi widział już siebie w roli szefa niemieckiej dyplomacji.
SPD oraz wszystkie inne ugrupowania reprezentowane w Bundestagu nie chcą jednak nic słyszeć o współpracy z Lewicą, traktując to ugrupowanie jak zbiorowisko trędowatych politycznie działaczy, którzy nie tylko nie rozliczyli się ze swej przeszłości z czasów NRD, ale nie ukrywają, że system społeczno-polityczny RFN wymaga radykalnej przebudowy. Nie brak głosów w tym środowisku, że nie uda się tego dokonać na drodze demokratycznej. Stąd podejrzenia kierowane pod adresem niektórych członków partii o pragnienie użycia siły w walce politycznej. Dlatego też Lewica jest pod stałą obserwacją niemieckiego kontrwywiadu, czyli Urzędu Ochrony Konstytucji. Obserwuje on nie tylko działalność ugrupowania jako całości, ale i śledzi poczynania poszczególnych osób. Trybunał Konstytucyjny uznał kilka dni temu za nielegalną obserwację Bodo Ramelow, jednego z liderów Lewicy. Kontrwywiad ma jednak nadal na oku całe ugrupowanie.
Składa się z dwu głównych członów : lewicowych rewolucyjnych radykałów z zachodniej części Niemiec oraz pragmatycznych postkomunistów a la Gysi z czasów byłego NRD. Połączenie sił w 2007 roku wyszło lewicowcom na dobre, czego dowodem chociażby wynik ostatnich wyborów.
Na tym tle błyszczy Gregor Gysi. Spacyfikował opozycję własnej partii, która uległa jego presji i nie zdecydowała się na wybór Sary Wagenknecht jako współprzewodniczącej frakcji i swego rodzaju anioła stróża Gysiego. Pani Wagenknecht stojąca przez lata na czele Platformy Komunistycznej, swego rodzaju stowarzyszenia działającego w ramach Lewicy, miałaby czuwać nad poprawnością ideologiczną współprzewodniczącego frakcji. – Zwycięstwo Gysiego paradoksalnie, może oznaczać zaostrzenie lewicowej retoryki w Bundestagu w jego wykonaniu – tłumaczy „Rz” prof. Werner Patzelt, politolog. Jest przekonany, że w trosce o jedność partii Gysi miotać będzie z trybuny Bundestagu gromy na rząd Angeli Merkel, udowadniając przy okazji, jakim złem jest kapitalizm.