Tak dużej demonstracji Majdan nie widział od dziewięciu lat, gdy pomarańczowa rewolucja zmusiła Wiktora Janukowycza do uznania fałszerstw wyborczych i oddania władzy. Przeciwnikom Janukowycza, który od 2010 roku jest prezydentem, znów udało się zmobilizować naród po tym, jak w miniony czwartek rząd Ukrainy wstrzymał przygotowania do podpisania umowy stowarzyszeniowej z Unią.
W niedzielny mroźny wieczór na ulicach stolicy pojawiło się aż dziesięciokrotnie więcej zwolenników integracji z Europą niż uczestników organizowanej w tym samym czasie oficjalnej manifestacji poparcia dla głowy państwa.
– Chcemy, aby nasze dzieci miały jeszcze jakąś przyszłość, a nie były skazane na rosyjską niewolę – powiedział dziennikarzowi Associated Press 62-letni emerytowany chemik Wołodymir Mnich.
Demonstranci szli przez centrum Kijowa z transparentami „Nie jesteśmy Związkiem Radzieckim, ale Unią Europejską". Gdy przechodzili koło pomnika Lenina, na wodza rewolucji poleciały jajka. Policja użyła gazów łzawiących, kiedy tłum próbował przebić się przez kordon chroniący budynki rządowe.
– Musimy ich zmusić do podpisania w Wilnie (szczyt Partnerstwa Wschodniego w piątek – red.) umowy z Unią. Inaczej tego nigdy nie zrobią. To nasza jedyna szansa na wydostanie się z mroków dyktatury i normalne życie – zaapelowała z więzienia w Charkowie liderka pomarańczowej rewolucji Julia Tymoszenko. Jej apel do manifestantów przeczytała córka byłej premier Jewhenija.