Z tego miejsca do granicy z Rosją jest zaledwie 40 km. Wiele zakładów eksportuje tam swe towary. Gdy latem tego roku Rosja ograniczyła import produktów spożywczych, w mleczarniach Charkowa powiało grozą. Eksportują do Rosji prawie połowę swej produkcji. Dlatego nikogo nie dziwi, że po poniedziałkowych obradach rady obwodowej jej szef Siergiej Czernow wydał oświadczenie z zapewnieniem, że „nie dopuścimy do destabilizacji kraju".
Przeciwnicy Janukowycza zebrali się w poniedziałek przed budynkiem Rady Miejskiej. Nie było więcej niż 200 osób, z Batkiwszczyny, partii Julii Tymoszenko oraz ugrupowania Swoboda. Jak informowała „Rz", jedna z dziennikarek, pragnąca zachować anonimowość, młodzieży prawie wśród demonstrujących nie było. I to w mieście, które jest prawdziwym centrum akademickim Ukrainy z 300-tys. rzeszą studentów. W sumie w czasie pomarańczowej rewolucji przed dziewięcioma laty sympatyków Julii Tymoszenko było w Charkowie znacznie więcej niż obecnie zwolenników zbliżenia Ukrainy do UE. Była premier przybywa w jednym z charkowskich szpitali, gdzie w poniedziałek zebrało się niewielkie grono jej zwolenników. Nie było żadnych incydentów.
Apel do Putina
Tymczasem media obiegła informacja o petycji do Władimira Putina wystosowanej przez jednego z radnych Sewastopola z prośbą o okazanie „bratniej i innego rodzaju pomocy". Radnym jest Siergiej Smoljanow z Partii Regionów. Sewastopol to jedna z baz rosyjskiej Floty Czarnomorskiej i najbardziej rosyjskie miasto na Ukrainie. Dwie trzecie mieszkańców miasta to etniczni Rosjanie. W takim miejscu protesty przeciwko zaniechaniu podpisania umowy stowarzyszeniowej z UE są niezwykle skromne. Ale są.
W Odessie rada miejska odrzuciła w poniedziałek w dwu głosowaniach rezolucję z wezwaniem do prezydenta, aby przedsięwziął wszelkie kroki zapobiegające destabilizacji kraju.
Przy tym Odessa nie należała w ostatnich dniach do miejsc, gdzie odbywały się masowe demonstracje. Po rezygnacji z umowy stowarzyszeniowej na centralnym placu zebrała się garstka zwolenników zbliżenia z UE. Rozbili kilka namiotów. W ubiegły poniedziałek milicja zlikwidowała obóz, a rada miejska wprowadziła zakaz demonstracji na głównych ulicach. Trzech uczestników protestu zwolniono z aresztu dopiero po pięciu dniach. Trwały jednak nieustannie każdego dnia z udziałem 100 –200 osób przy biernej postawie milicji. Jak przekonuje nasz rozmówca, w Odessie władze działały w podobny sposób w innych miastach południowej Ukrainy.
Parlament Krymu, będącego autonomiczną republiką, wezwał prezydenta Janukowycza, by nie cofnął się nawet przed wprowadzeniem stanu wyjątkowego. – Apelujemy do pana o powstrzymanie bezprawia – czytamy w rezolucji. Podobnych apeli było bez liku. Powstawały tam, gdzie rządzi Partia Regionów.