"Rz": O co tak naprawdę toczą się walki w Sudanie Południowym?
Julia Prus: Wiele osób chciałoby widzieć w tym konflikt podobny do tego, który wybuchł pomiędzy Tutsi i Hutu w Rwandzie. Ale to błąd. W Sudanie Południowym toczy się rozgrywka pomiędzy prezydentem kraju Salvą Kiirem, który jest byłym zastępcą Johna Garanga, uważanego przez wszystkich Sudańczyków za bohatera narodowego, i ambitnym byłym wiceprezydentem Riekiem Macharem. To typowa walka o władzę. Obaj chcą wygrać wybory prezydenckie w 2016 roku. A fakt, że Kiir jest z plemienia Dinka, a Machar z Nuerów, spowodował eskalację konfliktu na tle etnicznym. W Jonglei po ogłoszeniu niepodległości Sudanu Południowego Riek Machar przepraszał za masakrę w Bor, do której doszło w 1991 roku, gdy zbuntował się przeciwko Garangowi. Teraz w Bor doszło do podobnych wydarzeń.
Czy w Bor doszło podczas obecnego konfliktu do tak okrutnych zbrodni, jak zabicie chorych w szpitalu?
W jednym ze szpitali strzelano do leżących w łóżkach pacjentów. Są na to dowody, zdjęcia. Dokonano poważnych zbrodni, są masowe groby. Dochodziło do takich sytuacji, że żołnierze Południowosudańskich Służb Bezpieczeństwa chodzili po domach i pytali ludzi, czy mówią w nuerskim czy w języku dinka. Tych, którzy mówili w nuerskim, zabijano. Tak było w Dżubie 15 grudnia. To samo dzieje się w całym kraju. Zemsta goni zemstę.
Dla dziennikarzy Sudan Południowy to bezpieczny kraj?