Żadnych konkretnych rezultatów nie spodziewał się ONZ-owski negocjator Lakhdar Brahimi. Jako sukces przedstawiał to, że przy jednym stole pojawili się ludzie, którzy „nie siedzieli obok siebie od trzech lat". Jak cytował portal telewizji Al-Dżazira, nie jest więc rozczarowany.
Negocjacje odbywały się i tak bez ważnego uczestnika wojny domowej w Syrii – ugrupowań zbrojnych, zwłaszcza radykalnych islamistów, które kontrolują znaczną część kraju, zwłaszcza na północy. Czyli trudno byłoby ich efekty wprowadzić w życie.
Optymizmem z Genewy powiało w środę, gdy przedstawiciele reżimu Baszara Asada zasugerowali, że mogą dyskutować o rządzie tymczasowym, czyli że są gotowi podzielić się władzą z opozycją do czasu demokratycznych wyborów. To główny postulat poprzednich rozmów o przyszłości Syrii, zwanych Genewa I, odrzucany dotychczas przez Asada.
Wczoraj, w przeddzień zakończenia Genewy II, okazało się jednak, że warunkiem strony rządowej jest, by najpierw skończyły się działania zbrojne. – To błędna kolejność – oświadczył rzecznik delegacji opozycyjnej.
Oficjalna agencja prasowa SANA nazwała tę delegację „tak zwaną opozycją" i obarczyła winą za odrzucenie propozycji rządowej, która jej zdaniem działa zgodnie z rezolucjami ONZ, to znaczy nawołuje do współpracy w walce z terroryzmem. Projekt oświadczenia delegacji rządowej jest pełen słów „terroryzm" i „terroryści", co oznacza zbrojne organizacje dążące do obalenia Asada. Część z nich, radykałów powiązanych z Al-Kaidą, za terrorystów uważa i Zachód.