Wydane dziś przez rosyjski MSZ oświadczenie jest uprzejme, ale stanowcze.
„Oczekujemy, że opozycja na Ukrainie przestanie grozić i stawiać ultimatum, a zacznie poważny dialog z rządem, aby znaleźć wyjście z obecnego kryzysu" – czytamy w dokumencie.
To tylko jeden z elementów kampanii, uruchomionej przez rosyjskie władze. Od 29 stycznia wprowadzono faktyczne embargo na ukraińskie produkty wysyłane do Rosji. Ciężarówki stoją po kilka dni na granicy, bo każda jest przez celników rozładowywana i drobiazgowo kontrolowana. Z tego powodu już za kilka dni staną pierwsze ukraińskie zakłady sprzedające na rosyjski rynek, przede wszystkim we wschodniej części kraju. Cel Kremla: podburzyć przeciw Majdanowi mieszkańców Doniecka, Dniepropietrowska czy Zaporoża tak, aby zmusili Janukowycza do działania.
Nie koniec na tym. Moskwa wstrzymała wypłatę uzgodnionego miesiąc temu kredytu pomocowego o wartości 15 mld dolarów. Agencje ratingowe Standard & Poor's oraz Moody's obniżyły do poziomu śmieciowego wycenę ryzyka kredytowego kraju, a kurs hrywny do dolara zaczął się załamywać. Wraz z topnieniem rezerw walutowych narasta ryzyko bankructwa kraju, co także powinno skłonić Janukowycza do rozprawienia się z manifestantami.
Coraz bardziej realne jest także wstrzymanie przez Rosję dostaw gazu dla Ukrainy. Wczoraj ukraiński Naftohaz przyznał, że nie uregulował wobec Gazpromu rachunku za styczeń na 650 mln dolarów, bo jego odbiorcy w kraju przestali być wypłacalni. Łączny dług Kijowa za dostawę gazu przekroczył już 3,5 mld dolarów.