Korespondencja z Nowego Jorku
Kraje Ameryki Północnej zdają sobie jednak sprawę, że ekspansja krajów Azji (Chin, Indii i tzw. tygrysów) oraz Ameryki Południowej (Brazylia) zmusza do głębszej integracji ich kontynentu. Jednak coroczne spotkanie przywódców trzech krajów Ameryki Północnej: premiera Kanady Stephena Harpera oraz prezydentów – USA Baracka Obamy i Meksyku – Enrique Peny Nieto nie przyniosło niespodzianek ani politycznych przełomów. Amerykańskie media pisały przed szczytem o konieczności ożywienia Północnoamerykańskiego Porozumienia o Wolnym Handlu (NAFTA). Nic takiego poza deklaracjami się jednak nie stało. Obama, Harper i Pena ogłosili co prawda Amerykę Północną „jednym z najdynamiczniej rozwijających się regionów świata", ale polityczne efekty dorocznego spotkania „Trzech Przyjaciół" (media w USA i Kanadzie określają szczyt jako spotkanie „Three Amigos") były niewielkie.
Prezydent Obama przyjechał do Toluki z obietnicą zwiększenia inwestycji na przejściach granicznych, aby przyspieszyć wymianę towarową w ramach obowiązującej od 20 lat Północnoamerykańskiej Strefy Wolnego Handlu (NAFTA). Apelował też do partnerów o lepsze wykorzystanie walorów konkurencyjnych swoich gospodarek dla tworzenia miejsc pracy. Harper mówił z kolei o konieczności wspólnych działań na rzecz zwiększenia obrotów z innymi krajami basenu Pacyfiku. Kanada wraz ze swoimi partnerami z NAFTA jest zaangażowana w negocjacje na temat utworzenia Transpacyficznej Strefy Wolnego Handlu z udziałem 12 krajów. Dla Obamy to jednak trudny problem ze względu na polityczne zastrzeżenia zgłaszane zarówno przez republikanów, którzy posiadają większość w izbie niższej Kongresu, jak i kolegów z Partii Demokratycznej, mających zastrzeżenia wobec „szybkiej ścieżki" w negocjacjach.
Obama musiał wysłuchać także kilku gorzkich słów. Harper nie ukrywał niezadowolenia w sprawie odwlekania przez Biały Dom decyzji o budowie rurociągu Keystone XL, który miałby połączyć kanadyjskie pola roponośne z rafineriami w Teksasie. Proces wlecze się już od sześciu lat. Prezydent Obama nie złożył w tej sprawie jednak żadnych deklaracji.
Innym drażliwym tematem poruszanym w Toluce była polityka imigracyjna USA. O ile prezydent Obama chętnie mówi o zwiększeniu przepływu towarów, doskonale zdaje sobie sprawę z konieczności przeprowadzenia reformy systemu imigracyjnego i usprawnienia przepływu siły roboczej. Reforma ugrzęzła w Kongresie i nie ma większych perspektyw na przyjęcie konkretnej legislacji w obecnej kadencji. Polityczny pat w Waszyngtonie znacznie więc ogranicza prezydentowi USA pole do negocjacji. Prezydentowi Nieto zależy przede wszystkim na uregulowaniu statusu 11 milionów nielegalnych imigrantów mieszkających dziś w Stanach, z których większość stanowią właśnie Meksykanie oraz na umożliwieniu legalnej pracy czasowym robotnikom rolnym. „Reforma imigracyjna pozostaje nadal jednym z moich najwyższych priorytetów" – zapewniał wciąż w Toluce Obama, ale trudno mu było przekonać sąsiadów z Południa, że do zmian dojdzie w dającej się przewidzieć perspektywie.