Użyjmy wyobraźni. Amerykańskie korporacje siedzą na gotówce. Według szacunków analityków z Banku Rezerwy Federalnej w St. Louis ta kwota sięgała 5 bilionów dolarów na koniec 2013 roku. Firmy z branży IT to jedne z największych ciułaczy oszczędności. Największe z nich: Apple, Microsoft, Google, Cisco, Oracle, Qualcomm i Facebook mogą mieć łącznie do dyspozycji 340 mld dolarów. To blisko 5 razy więcej niż na początku XXI wieku.
Ogromne oszczędności
Popyt na elektroniczne gadżety rośnie, zwiększa się także liczba użytkowników społecznościowych serwisów. Giganci z Krzemowej Doliny nie muszą brać kredytów, a jedynie przyglądać się, jak ich zyski rosną. Google przez ostatnie 3 lata przejął 126 firm za blisko 17 mld dolarów, Facebook potrafił wydać na jeden komunikator WhatsApp 19 mld dolarów, a Apple ma według ostatnich raportów do dyspozycji 159 mld dolarów. Tyle, ile wynosi wartość całego Facebooka, amerykańskiego przemysłu motoryzacyjnego albo... tyle, ile według ekspertów potrzebowałaby Ukraina, by wyjść z zapaści.
Apple nie wie, co z robić z tak dużymi pieniędzmi. W ciągu dwóch pierwszych tygodni grudnia 2013 roku na wykup własnych akcji przeznaczono 14 md dolarów, chodzą słuchy, że firma może rozważać przejęcie przedsiębiorstwa Tesla pracującego nad nowymi źródłami energii. Wartość transakcji byłaby dla budżetu giganta z Cupertino praiwe niezauważalna, bo opiewałaby na 24 mld dolarów. Wartość ostatniego wykupu własnych akcji jest większa od PKB 80 krajów według szacunków ONZ z 2012 roku. Jeżeli branża IT ma tak ogromne możliwości, warto byłoby zastanowić się nad jej nowymi kierunkami rozwoju?
Aplikacja Ukraina?
Dlaczego korzystanie z Facebooka ma jedynie nakręcać reklamodawców i budować korzyści dla serwisu? Przecież lawina tych samych linków wklejanych przez tysiące zbulwersowanych losem Ukrainy, czy innego poszkodowanego państwa użytkowników i zdjęcia profilowe zastępowane jednakowymi flagami i symbolami trwających rewolucji mogłyby przełożyć się na konkretne korzyści dla tych państw. Zamiast (albo może jednocześnie – przecież mowa o ogromnych oszczędnościach tych firm) przeznaczać 19 mld dolarów na jedną aplikację albo 14 mld na wykup własnych akcji, można by umorzyć za nie długi Ukrainy czy Birmy i pozyskać miliony potencjalnych użytkowników. W zamian za międzynarodową pomoc na Facebooku można by tworzyć aplikacje do obserwowania prawdziwego życia prawdziwych ludzi. Takie The Sims na żywo. Z postaciami nie do sterowania, ale do uczenia się codziennego trudu i doceniania prawdziwych wartości. Czym innym jest jałowe klikanie lajków pod postami o rosnących ofiarach na Majdanie, niż możliwość obserwowania mozolnej walki o niepodległość ludzi, którzy śnią o normalności. Niewielu z nich udaje się wprowadzić w życie amerykański sen i przenieść się spod Kijowa, z chaty pozbawionej prądu i bieżącej wody do zarządu Facebooka – tak jak to udało się Ukraińcowi, Janowi Koumowi, który stworzył WhatsApp.
Rządy managerów
Korporacyjne zarządy słyną z oszczędności i racjonalnych wydatków. Gdyby chciały zainwestować w potrzebującego tego państwa, wraz z takim zastrzykiem finansowym mogłyby tworzyć własne technokratyczne gabinety doradców do lokalnych parlamentów. Delegowaliby sprawnych managerów, zdolnych lokować inwestowane pieniądze w jak najskuteczniejszy dla gospodarki sposób. Giganci IT nie szliby na układy z oligarchami i nie zbroiliby posterunków granicznych. Dbaliby o najwyższą jakość życia w doinwestowanym państwie, by przybywało w nim mieszkańców. Tak, jak w ich aplikacjach przybywa użytkowników. Życie na takiej finansowanej przez Facebooka Ukrainie byłoby powodem do dumy i do dalszego postowania w serwisie. Inwestycja Apple w Birmie i innych krajach regionu Azji Południowo-Wschodniej położyłaby kres aktualnej chińsko-japońskiej przepychance o wpływy i jednoznacznie przybliżyła wyższy poziom życia jej mieszkańcom. W zamian za to pozyskano by kilkuset milionowy rynek potencjalnych nabywców iPadów, iPhone'ów i rosnącej w siłę Apple TV.