Przedwyborcze wypadki węgierskiej lewicy

Mający przewagę w sondażach Fidesz nadal prowadzi intensywną kampanię atakując lewicową opozycję. W zasadzie jednak wcale nie musi tego robić, bo lewica co rusz sama strzela sobie w stopę.

Aktualizacja: 14.03.2014 17:27 Publikacja: 14.03.2014 13:06

Przedwyborcze wypadki węgierskiej lewicy

Foto: AFP

Nie ma dnia, by na jaw nie wyszła jakaś kolejna niezręczność albo wpadka opozycyjnego bloku lewicy i liberałów. Już sam fakt, że blok ten powstawał w bólach przez pół roku zniechęcił wielu wyborców krytycznych wobec rządów prawicy i czekających na kogoś, kto rzuci zdecydowane wyzwanie Fideszowi.

W czwartek media ze zdziwieniem odnotowały, że nie będzie wspólnego wieczoru wyborczego opozycyjnego bloku, który jak na ironię nazywa się „Összefogás" (Zjednoczenie). Wchodzący w jego skład socjaliści, liberałowie, ruch Razem 2014 byłego premiera Gordona Bajnaiego i rozłamowi socjaliści Ferenca Gyurcsánya będą czekać na wyniki wyborów oddzielnie co dobrze ilustruje fasadowość wymuszonego przez wybory sojuszu.

Kilka dni wcześniej nieco światła na stosunki panujące w obozie lewicy rzuciła książka o mało fantazyjnym, ale wiele mówiącym tytule „Z siedziby partii do więzienia" napisana przez byłego socjalistycznego sekretarza stanu Jánosa Zuschlaga, który za udział w malwersacjach finansowych spędził sześć lat za kratkami. Po wyjściu opisał „feudalne" stosunki panujące w kierownictwie partii socjalistycznej i walki podjazdowe toczone przez różne frakcje.

Zdaniem lewicowych polityków książka Zuschlaga jest zemstą za to, że partyjni koledzy nie wyciągnęli go z więzienia a wręcz potraktowali jak kozła ofiarnego. Tym niemniej jeśli nawet tylko połowa opisanych przez upadłego polityka spraw opiera się na faktach to wystarczy, by zdyskredytować wielu przywódców lewicy.

Węgierscy analitycy szczególnie zwracają uwagę na fragmenty opisujące szczerą nienawiść między byłym premierem Ferencem Gyurcsányem a obecnym przewodniczącym Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSzP) Attilą Mesterházym. To wyjaśniałoby tło wewnętrznych rozdźwięków i kłopoty ze współdziałaniem lewicy, którą walka ze wspólnym przeciwnikiem za jakiego uznają Orbána powinna jednoczyć.

Największym ciosem prestiżowym jakiego ostatnio doznała partia socjalistyczna był jednak upadek - i to w środku kampanii wyborczej - jednego z jej najważniejszych polityków. W ostatni poniedziałek policja zatrzymała Gábora Simona, wiceprzewodniczącego MSzP, byłego ministra, a do niedawna posła, ale pozbawionego już immunitetu.

Śledztwo w jego sprawie toczyło się już od lutego, gdy okazało się, że polityk trzyma na zagranicznych kontach znaczne sumy pieniędzy, których pochodzenia nie był w stanie wyjaśnić. Firma, której głównym udziałowcem jest Simon w przeszłości otrzymywała lukratywne kontrakty na prace w elektrowni atomowej Paks (tej samej, której rozbudowę rząd Viktora Orbána powierzył Rosatomowi).

Już w 2008 r. Simon zdeponował 575 tys. euro w austriackim banku, później utworzył drugi rachunek na blisko 180 tys. dolarów. Nie wiadomo czy były to pieniądze pochodzące z łapówek, czy może „lewa kasa" socjalistów na kampanię wyborczą. Ani Simon, ani Mesterházy nie zdecydowali się stanąć przed komisją parlamentu badającą sprawę, a MSzP do tej pory nie przedstawiła żadnych wiarygodnych wyjaśnień skąd wzięły się duże sumy na kontach jej wiceprzewodniczącego. Prokurator wystąpił o areszt, gdy wydało się, że Simon posiada paszport Gwinei Bissau i może zdecydować się na ucieczkę z kraju.

Nagromadzenie skandali i wpadek powoduje, że wielu tradycyjnych wyborców lewicy odwraca się od „Zjednoczenia", jednak wątpliwe by chcieli zagłosować na Fidesz. Dlatego instytuty badania opinii zauważają wzrost poparcia dla skrajnie nacjonalistycznego Jobbiku, który z braku innej alternatywy traktowany jest przez wielu jako „trzecia siła" (odsetek popierających tę partię wzrósł w ciągu dwóch miesięcy z 9-11 do 15-16 proc.).

Wreszcie wciąż duży jest obóz zniechęconych do całej klasy politycznej (wybory odbędą się 6 kwietnia, a wciąż aż 36 proc. wyborców deklaruje, że nie wie na kogo chce głosować).

Nie ma dnia, by na jaw nie wyszła jakaś kolejna niezręczność albo wpadka opozycyjnego bloku lewicy i liberałów. Już sam fakt, że blok ten powstawał w bólach przez pół roku zniechęcił wielu wyborców krytycznych wobec rządów prawicy i czekających na kogoś, kto rzuci zdecydowane wyzwanie Fideszowi.

W czwartek media ze zdziwieniem odnotowały, że nie będzie wspólnego wieczoru wyborczego opozycyjnego bloku, który jak na ironię nazywa się „Összefogás" (Zjednoczenie). Wchodzący w jego skład socjaliści, liberałowie, ruch Razem 2014 byłego premiera Gordona Bajnaiego i rozłamowi socjaliści Ferenca Gyurcsánya będą czekać na wyniki wyborów oddzielnie co dobrze ilustruje fasadowość wymuszonego przez wybory sojuszu.

Pozostało 81% artykułu
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021