Nie ma dnia, by na jaw nie wyszła jakaś kolejna niezręczność albo wpadka opozycyjnego bloku lewicy i liberałów. Już sam fakt, że blok ten powstawał w bólach przez pół roku zniechęcił wielu wyborców krytycznych wobec rządów prawicy i czekających na kogoś, kto rzuci zdecydowane wyzwanie Fideszowi.
W czwartek media ze zdziwieniem odnotowały, że nie będzie wspólnego wieczoru wyborczego opozycyjnego bloku, który jak na ironię nazywa się „Összefogás" (Zjednoczenie). Wchodzący w jego skład socjaliści, liberałowie, ruch Razem 2014 byłego premiera Gordona Bajnaiego i rozłamowi socjaliści Ferenca Gyurcsánya będą czekać na wyniki wyborów oddzielnie co dobrze ilustruje fasadowość wymuszonego przez wybory sojuszu.
Kilka dni wcześniej nieco światła na stosunki panujące w obozie lewicy rzuciła książka o mało fantazyjnym, ale wiele mówiącym tytule „Z siedziby partii do więzienia" napisana przez byłego socjalistycznego sekretarza stanu Jánosa Zuschlaga, który za udział w malwersacjach finansowych spędził sześć lat za kratkami. Po wyjściu opisał „feudalne" stosunki panujące w kierownictwie partii socjalistycznej i walki podjazdowe toczone przez różne frakcje.
Zdaniem lewicowych polityków książka Zuschlaga jest zemstą za to, że partyjni koledzy nie wyciągnęli go z więzienia a wręcz potraktowali jak kozła ofiarnego. Tym niemniej jeśli nawet tylko połowa opisanych przez upadłego polityka spraw opiera się na faktach to wystarczy, by zdyskredytować wielu przywódców lewicy.
Węgierscy analitycy szczególnie zwracają uwagę na fragmenty opisujące szczerą nienawiść między byłym premierem Ferencem Gyurcsányem a obecnym przewodniczącym Węgierskiej Partii Socjalistycznej (MSzP) Attilą Mesterházym. To wyjaśniałoby tło wewnętrznych rozdźwięków i kłopoty ze współdziałaniem lewicy, którą walka ze wspólnym przeciwnikiem za jakiego uznają Orbána powinna jednoczyć.