Tak masowych samozgłoszeń jeszcze nie było. Jedynie w kwietniu tego roku donosy na samych siebie złożyło 3700 nieuczciwych obywateli. W pierwszych czterech miesiącach było ich w sumie 16 926. Jest to więcej niż w 2011 i 2012 r. razem wziętych. W całym ubiegłym roku oszustwa zgłosiło ponad 25 tys. obywateli.
Do kas niemieckich landów wpłynęło w ciągu czterech ostatnich lat 4,3 mld euro. Potężna suma, która ma się nijak do kosztów, jakie poniesiono, by skłonić obywateli do zgłaszania własnych oszustw. Metoda jest prosta. Niemieckie landy kupują od kilku lat skradzione, najczęściej w szwajcarskich bankach, dane dotyczące Niemców przechowujących tam swe nieopodatkowane pieniądze. Ostatniego zakupu dokonała w roku ubiegłym Nadrenia-Palatynat, za 4 mln euro nabywając dane 40 tys. nieuczciwych podatników.
Wykradzione dane oferują niemieckim urzędom skarbowym pracownicy szwajcarskich banków. Szwajcaria jest zdania, że niemieckie władze uprawiają paserstwo, kupując za miliony euro płytki CD od złodziei. Berlin pozostaje głuchy na te argumenty i liczy pieniądze, które coraz szerszym strumieniem uzupełniają budżet państwa. Licząc od 2010 r., Bawaria zyskała prawie miliard euro z zaległych podatków i kar za oszustwa, Nadrenia Północna-Westfalia – 780 mln, a Hesja – 680 mln.
Obawa przed oskarżeniem przez urząd podatkowy o oszustwa skłoniła kilka miesięcy temu słynnego menedżera FC Bayern Uli Hoeneßa do wyjawienia prawdy na temat swych finansów. Okazało się, że przez lata ukrywał dochody z transakcji finansowych za pośrednictwem szwajcarskich banków. Skazano go za to na 3,5 roku więzienia i wkrótce trafi do celi.