Kanclerz Angela Merkel była po swej majowej wizycie w Waszyngtonie gotowa zapomnieć o afroncie amerykańskich służb, które najprawdopodobniej przez lata podsłuchiwały jej komórkę. Okazało się jednak, że mimo bicia się w piersi Amerykanie nie zrezygnowali ze szpiegowania w Niemczech i ochoczo przyjęli ofertę pracownika niemieckiego wywiadu, który zaopatrywał USA w tajne dokumenty.
– To bardzo poważna sprawa – oświadczyła kanclerz Angela Merkel, która inaczej wyobraża sobie „współpracę zaprzyjaźnionych partnerów". Berlin nie ma innego wyjścia, jak ostra reakcja dyplomatyczna, ograniczająca się jednak jedynie do słów, a nie czynów.
Moskwa jak Waszyngton
Sprawa ma jednak znacznie szerszy zakres niż relacje na linii Waszyngton–Berlin. – Jedynie gdy Niemcy zidentyfikują nieprawidłowości w relacjach w zachodnim sojuszu, mogą być wiarygodne w krytyce Putina – zwraca uwagę na obecny dylemat niemieckiej polityki zagranicznej „Der Spiegel".
Zdaniem tygodnika wyraźnie zauważalne w Niemczech zjawisko pewnej pobłażliwości dla polityki Kremla ma swe źródła w przekonaniu, że w gruncie rzeczy Ameryka nie jest lepsza od Rosji i Waszyngton łamie prawo międzynarodowe, gdy wymaga tego realizacja przedsięwzięcia politycznego. Takiego jak np. inwazja na Irak pod fałszywym pretekstem o rzekomym istnieniu broni chemicznej w posiadaniu reżimu Saddama Husajna. Wtedy jednak Niemcy nie dali się przekonać, podobnie jak Francuzi i Rosjanie, co dało asumpt do rozważań o powstającej osi Paryż–Berlin–Moskwa.
Polityka rządu kanclerza Gerharda Schrödera wobec Rosji była wtedy oparta na przekonaniu, że Moskwa wcześniej czy później dostosuje się do międzynarodowych standardów i stanie się partnerem Zachodu z prawdziwego zdarzenia. – Po aneksji Krymu i działaniach na wschodzie Ukrainy mających na celu zdestabilizowanie państwa nikt już nie może mieć iluzji, jakie są prawdziwe cele Rosji – przekonuje „Rz" Karl-Georg Wellmann, deputowany CDU i współautor opublikowanych właśnie założeń polityki partii Angeli Merkel wobec Rosji.