Gazeta opisuje kulisy weekendowego szczytu Unii Europejskiej. Oprócz kwestii obsady najwyższych stanowisk, unijni liderzy dyskutowali również - jak podkreśla dziennik, w "surrealistycznej atmosferze" - kwestię poszerzenia sankcji wobec Rosji. Dyskusja była dramatyczna i zażarta, a zdania podzielone, bowiem sankcjom sprzeciwiały się szczególnie trzy kraje: Węgry, Słowacja i Cypr.
Właśnie wtedy głos zabrać miał Jose Manuel Barroso, który relacjonował swoją niedawną rozmowę telefoniczną z Putinem. Odchodzący szef KE powiedział, że kiedy zapytał rosyjskiego prezydenta o przekroczenie granicy przez rosyjskich żołnierzy, Putin odpowiedział mu, że "problemem nie jest to [że wojska przekroczyły granice], ale to, że jeśli zechcę, to wezmę Kijów w dwa tygodnie". Zdaniem Portugalczyka Putin chciał w ten sposób zaszantażować Europę i odwieść ją od podjęcia nowych sankcji.
Trochę inną wersję tej rozmowy podaje dziennikarz "Financial Times" Peter Spiegel. Jak poinformował na Twitterze, Putin powiedział Barroso, że "gdyby Rosja rzeczywiście najechała na Ukrainę, w dwa tygodnie byłaby w Kijowie".
Poza Barroso oburzenie wyrazili też inni u przywódcy. Jak podaje korespondent "Repubbliki" w szczególnie złym humorze była kanclerz Niemiec Angela Merkel, która miała dać wyraz swojej wściekłości na rosyjskiego prezydenta, mówiąc że "jego nieprzewidywalność nie zna granic" i nie można traktować go jako racjonalnego aktora. Merkel miała ponadto zasugerować, że po Ukrainie, podobny los może dotknąć także Estonii i Łotwy.
W równie poważnym tonie wypowiadał się brytyjski premier David Cameron, który ostrzegł, że zgoda na kolejne żądania Putina byłaby równoznaczna z powtórzeniem błędów europejskich liderów z Monachium z 1938 roku. "Wiemy, jakie mogą być konsekwencje" - miał powiedzieć Cameron.