Wzmianka o możliwości opuszczenia przez Kazachstan Unii Celnej, którą kazachski prezydent rzucił tydzień temu w wywiadzie dla państwowej telewizji Chabar, wywołała burzę. „Jeśli zasady określone w porozumieniu [o powołaniu Unii] nie będą przestrzegane, to Kazachstan rezerwuje sobie prawo do wystąpienia z niej" – oznajmił Nursułtan Nazarbajew. „Kazachstan nie będzie częścią organizacji, która zagraża jego niepodległości" – dodał.
Na spotkaniu w Mińsku w zeszły wtorek oświadczył, że jego kraj będzie kontynuował handel z Ukrainą nawet wbrew Moskwie.
Dotychczas Astanę uważano za dość pewnego partnera Moskwy, nawet mimo tego, iż Kazachowie decydowali się na wykorzystywanie okazji do robienia interesów wbrew Rosjanom (podobnie jak Białoruś godzą się np. na transfer do Rosji objętych zakazem importu zachodnich towarów). Nazarbajew jest krytykowany na Zachodzie za autorytarne rządy i prześladowania opozycji, dlatego umacnianie relacji z Rosją i Białorusią wydawało się naturalną drogą poszukiwania sojuszników.
Naftowo-gazowe eldorado, jakie otwarło się przed krajem po odkryciu wielkich złóż surowców energetycznych, spowodowało jednak, że interesy wielkich zachodnich korporacji zaczęły przeważać nad troską o stan demokracji.
W tej sytuacji kuratela Moskwy przestała być Kazachom potrzebna. Przeniesienie stolicy do Astany i obudzenie kazachskiej dumy narodowej zaczęto za północną granicą kraju odbierać jako politykę antyrosyjską i wymierzoną w liczną mniejszość słowiańską. Co czwarty obywatel Kazachstanu deklaruje narodowość rosyjską lub ukraińską, a w wielu regionach na północy kraju odsetek ten sięga 80 proc. Po wybuchu konfliktu ukraińskiego duża część Kazachów obawia się, że Rosja mogłaby „wystąpić w obronie rodaków", tak jak uczyniła to na Krymie i w Donbasie.