Według raportu Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) w państwach Afryki Zachodniej zanotowano prawie 5 tys. zarażeń wirusem Eboli, z czego 2641 pacjentów zmarło. Lekarze pracujący w Liberii i Sierra Leone donoszą, że sytuacja w tych krajach jest dramatyczna, a podawane oficjalnie liczby nie oddają rzeczywistej skali zagrożenia. Amerykańscy epidemiolodzy szacują, że liczba zakażonych przekroczyła już 20 tys.
Choroba zbiera też ofiary wśród personelu medycznego – dotychczas zachorowało co najmniej 160 lekarzy i pielęgniarzy, połowa z nich zmarła.
Szpitale odczuwają tak dotkliwe braki zaopatrzenia, że wielu pacjentom nie są w stanie zaoferować nic poza łóżkiem i kroplówką. Brak praktycznie wszystkiego – leków, sprzętu jednorazowego użytku, urządzeń laboratoryjnych, a także generatorów i paliwa do ich zasilania w regionach odległych od większych miast.
David Nabarro, koordynator WHO do walki z epidemią eboli, ocenił we wtorek, że wartość pomocy dla dotkniętych nią krajów musi osiągnąć około miliarda dolarów. To suma dziesięciokrotnie wyższa, niż szacowano jeszcze miesiąc temu.
W związku z tym, że choroba szerzy się w krajach bardzo ubogich, środki potrzebne na walkę z epidemią muszą pochodzić z zagranicy. Jak gorzko wyraził się lekarz ze szpitala w Kenema w Sierra Leone, „w Europie na kwarantannę jednego podejrzanego o zakażenie wydają więcej niż u nas na leczenie 100 ciężko chorych". W szpitalu tym doszło do strajku z powodu niewypłacania pracownikom i tak już niskich wynagrodzeń.