15-16 listopada w australijskim Brisbane odbędzie się szczyt grupy G 20. Jeszcze niedawno wydawało się, że będzie to pierwsze ważne międzynarodowe spotkanie, do którego przywódca Rosji nie zostanie dopuszczony. Tak się jednak nie stanie.

Australia, jak można sądzić z doniesień prasy australijskiej, wystawi zaproszenie trochę wbrew sobie. Kilka godzin przed ogłoszeniem, że Putin jednak będzie mógł przyjechać do Brisbane, australijska szefowa dyplomacji Julie Bishop ostro krytykowała Rosję na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, oskarżając ją o uzbrajanie separatystów we wschodniej Ukrainie, gdzie doszło w lipcu do zestrzelenia malezyjskiego samolotu. Leciał on z Amsterdamu do Kuala Lumpur, gdzie wielu pasażerów miało się przesiąść na loty do australijskich miast. Na pokładzie znajdowało się też 38 Australijczyków. Szok w Australii wywołało niehumanitarne zachowanie rosyjskich separatystów wobec szczątków ofiar katastrofy oraz niezapewnienie warunków do śledztwa na miejscu.

Jak napisał dziennik "The Australian" premier Australii dał się przekonać przedstawicielom znacznej części państw członkowskich G20, że lepiej nadal rozmawiać z Rosją o Ukrainie niż ją izolować. Chodzi o szefów resortów finansów i banków centralnych z krajów G20, którzy spotkali się w ten weekend w australijskim Cairns.

Rosję reprezentował tam wiceminister finansów. Nie wiadomo też, czy sam Putin skorzysta z zaproszenia do Brisbane. Być może wyśle tam premiera Dmitrija Miedwiediewa.

Nie wiadomo, jak znaczna część państw G20 naciskała na Australię. Minister spraw zagranicznych Julia Bishop mówiła, że "zdaniea były podzielone", a udział Putina w szczycie będzie okazję do międzynarodowego potępienia działań Moskwy. Jej kolega z rządu minister skarby Joe Hockey tłumaczył, że zadaniem Australi jako gospodarza szczytu nie jest wykluczanie kogokolwiek..