W okupowanej części Donbasu prorosyjscy separatyści przeprowadzą w niedzielę wybory do parlamentów samozwańczych republik: donieckiej i ługańskiej. Obecnie na terenie tych „republik" mieszka około 3 mln ludzi.
- Gdy mieszkańcy naszych republik (donieckiej i ługańskiej - red.) wybiorą swoich przedstawicieli, powstaną organy władzy i instytucje państwowe. Zaczniemy budować naszą państwowość i uruchomimy wspólną konfederację pod znamienną nazwą „Noworosja" – mówił w rozmowie z „Rzeczpospolitą" Mirosław Rudenko, wieceprzewodniczący samozwańczego parlamentu Donieckiej Republiki Ludowej.
Tymczasem władze w Kijowie uznają wybory w Donbasie za nielegalne i oskarżają separatystów o naruszenie pokojowego porozumienia, do którego doszło na początku września w Mińsku podczas spotkania grupy kontaktowej w sprawie uregulowania ukraińskiego kryzysu.
- Stawia to pod dużym znakiem zapytania cały proces pokojowy. Samorządowe wybory w Donbasie mogą się odbywać wyłącznie na podstawie prawa ukraińskiego - oświadczył prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Podobnie jak Kijów, wyników wyborów w „Noworosji" nie uzna Unia Europejska i Stany Zjednoczone. Stanowisko w tej sprawie zajął również sekretarz generalny ONZ Ban Ki Mun, który zaapelował do separatystów, by zrezygnowali z przeprowadzenia tych wyborów. - Wybory te ostro naruszają Mińskie porozumienie i memorandum, którego trzeba przestrzegać – powiedział Ban Ki Mun.
W Moskwie zaś patrzą na wybory w „Noworosji" z zupełnie innej perspektywy. Szef rosyjskiej dyplomacji Siergiej Ławrow, oświadczył, że Rosja uzna wybory w samozwańczych republikach. - Oczekujemy, że wybory odbędą się w normalnym trybie i naturalnie, że uznamy ich wyniki. Liczymy, że mieszkańcy Donbasu wezmą udział w swobodnym głosowaniu i nikt nie będzie próbował im przeszkadzać – powiedział Ławrow.