Blair, która określała się w kampanii - prowadzonej głównie z własnego domu - jako "fiskalna konserwatystka", która opowiada się m.in za swobodnym dostępem do broni i przeciw małżeństwom homoseksualnym, pokonała reprezentantkę Demokratów, prawniczkę i businesswoman Layne Diehl. Co więcej, w drodze do partyjnej nominacji, pokonała w prawyborach doświadczonego, wielokrotnego stanowego deputowanego Larry'ego Kumpa.

Jej sukces jest o tyle zaskakujący, że w tych najdroższych w historii wyborach - łącznie w całych Stanach wydano na kampanię około 4 miliardów dolarów - 17 latka przeznaczyła na kampanię ledwie 5 tysięcy dolarów (jej rywalka dwa razy więcej).

W konsekwencji swojego zwycięstwa, od stycznia pełnoletnia już Blair będzie musiała godzić obowiązki delegata stanowego parlamentu z nauką. 17-latka właśnie zaczęła bowiem we wrześniu pierwszy rok studiów na miejscowym uniwersytecie. W legislaturze dołączy przy tym do swojego ojca, który jest stanowym senatorem.

Zwycięstwo studentki to zasługa zmieniających się nastrojów politycznych w całej Ameryce. We wtorkowych wyborach Republikanie odnieśli bowiem największe od lat zwycięstwo, powiększając swoją przewagę w Izbie Reprezentantów i po raz pierwszy od 6 lat zdobywając większość w Senacie. Demokraci - nawet mimo prób odcięcia się od niepopularnego prezydenta Baracka Obamy - ponieśli klęskę także na szczeblu lokalnym. Było to widać także w tradycyjnie "niebieskiej" (sprzyjającej Demokratom) Wirginii Zachodniej, gdzie Republikanie objęli władzę w stanowym parlamencie po raz pierwszy od ponad 70 lat.