Donald Tusk postawił sobie ambitne zadanie ograniczenia liczby tematów poruszanych przez przywódców 28 państw, którzy raz na kilka miesięcy spotykają się w Brukseli. W konsekwencji znacznie krótszy ma być też dokument końcowy z tego spotkania – pierwszego pod jego przewodnictwem.
– Wnioski ze szczytu będą znacznie krótsze, ale lepsze jakościowo – mówi ambasador jednego z państw UE.
Pomysł nowego przewodniczącego Rady Europejskiej spotkał się bardzo dobrym przyjęciem dyplomatów państw członkowskich, którzy już dawno zwracali uwagę, że dyskusja na szczycie jest zbyt szczegółowa i przywódcy zajmują się tematami, które równie dobrze mogą omówić ich ministrowie na spotkaniach rad ministerialnych.
Pozytywnie jest też przyjmowany inny pomysł Tuska: zakończenia pierwszego dnia szczytu przed północą, a nawet ograniczenia spotkania z dwóch do jednego dnia. – Tusk miał powiedzieć, że w nocy się śpi – mówi unijny dyplomata.
Krytykują to federalistyczni eurodeputowani, np. szef liberałów Guy Verhofstadt. – To coca-cola light – określił dokument przygotowany przez Tuska na najbliższy szczyt. Początkowo liczył on dwie strony, a w trakcie konsultacji dyplomatycznych rozrósł się do trzech. Widać Belgowi bardziej podobały się wnioski przygotowywane przez jego rodaka Hermana Van Rompuya. W czasie poprzednich szczytów dokument końcowy liczył zwykle od kilkunastu do ponad 20 stron. I to nawet wtedy, gdy szczyt UE, podobnie jak w najbliższy czwartek, nie podejmował żadnych ważnych decyzji.