Zadeklarowany konserwatysta Shinzo Abe nigdy nie ukrywał, że w sprzyjających okolicznościach politycznych chciałby usunąć prawne przeszkody na drodze do wzmocnienia obronności Japonii. Nabrało to znaczenia w związku z coraz wyraźniejszym wzrostem siły militarnej Chin, które pozostają w ciągłym sporze z Japończykami (a także z innymi sąsiadami w regionie) o bezludne wysepki i akweny na Morzu Południowochińskim.
W lipcu Abe wzbudził kontrowersje, dokonując reinterpretacji konstytucji z 1946 r. Chodzi o artykuł 9, który ogranicza możliwość użycia sił zbrojnych. Nowa interpretacja tego zapisu pozwalałaby Japonii na udział w kolektywnej obronie nawet poza swoim obszarem, np. pomagając zaatakowanemu sojusznikowi.
Oznaczało to usunięcie formalnych podstaw dla sytuacji tak kuriozalnych jak odmowa pomocy przez japońskich dowódców w Afganistanie dla zaatakowanych sąsiadów z innych kontyngentów. „Reinterpretacja" dawała też szersze pole do traktowania Sił Samoobrony jako normalnej armii.
Ze śmielszych zmian premier zrezygnował – zapewne z powodu sondaży, które wykazały wciąż silne pacyfistyczne nastawienie większości społeczeństwa.
Po niedzielnym zwycięstwie w przyspieszonych wyborach parlamentarnych Abe zapowiedział, że pójdzie jeszcze dalej i doprowadzi do zmian w samej konstytucji. Stało się to o tyle realne, że umocniona Partia Liberalno-Demokratyczna otrzymała polityczną broń w postaci konstytucyjnej większości dwóch trzecich w parlamencie.