Lajos Simicska, jeden z najbogatszych ludzi na Węgrzech, mimo posiadania ogromnego, szacowanego nawet na miliard euro, majątku przez długi czas pozostawał w cieniu. Od ponad dekady ten wpływowy, blisko związany z przywódcami Fideszu – i osobiście z Viktorem Orbánem – przemysłowiec i magnat medialny nie udzielił ani jednego wywiadu i nie pozwolił sobie zrobić ani jednego zdjęcia. Aż do ostatniego piątku.
Bomba wybuchła, gdy jednego dnia rezygnację z funkcji złożyli prawie wszyscy menedżerowie i redaktorzy należących do biznesmena mediów – gazety „Magyar Nemzet", telewizji Hír TV i Radia Lánchíd. Było oczywiste, że otrzymali propozycję przejścia do mediów zbliżonych do rządu (choć paradoksem jest to, że w poprzednim miejscu pracy również wspierali Fidesz).
Simicska wpadł we wściekłość i nagle wyszedł z cienia – zaczął udzielać wywiadów, w których odsądzał Orbána od czci i wiary, określając go przy okazji mocno niecenzuralnymi słowami. Zaczął się też odgrażać, że zna kulisy wielu „śliskich spraw", których ujawnienie zaszkodzi Fideszowi.
Analitycy polityczni nie mają wątpliwości – w obozie Fideszu wybuchła wojna domowa. O tym, że między starymi przyjaciółmi (Orbán i Simicska byli jeszcze kolegami z akademika) nie dzieje się dobrze, świadczyły przecieki prasowe o ich kłótniach i odmiennym spojrzeniu na wiele spraw związanych z polityką i gospodarką. – Jeszcze kilka lat temu było to niewyobrażalne, bowiem Simicska traktowany był w obozie rządowym jak święta krowa, zresztą miał swoich ludzi w najważniejszych obszarach administracji gospodarczej – mówi „Rz" Péter Krekó, dyrektor think tanku Political Capital.