W zeszły piątek zatrzymano 20 domniemanych islamistów i zlikwidowano kilka skrytek broni. W weekend znów aresztowano osiem osób. W odpowiedzi na te działania w niedzielę islamscy bojownicy wysadzili w Rafah wojskowy pojazd opancerzony.
Wzrost napięcia jest konsekwencją serii skoordynowanych ataków przeprowadzonych w Arisz 29 stycznia przez islamistów z organizacji Państwo Synaju, znanej wcześniej jako Ansar Beit al-Maqdis (Partyzanci Jerozolimy). Zginęło wtedy 44 żołnierzy i policjantów egipskich. Islamiści twierdzą, że odpowiadali na wcześniejsze ataki lotnictwa wojskowego na ich kryjówki.
Prezydent Abdel Fatah al-Sisi powołał w zeszłym tygodniu nowe dowództwo akcji bojowej na Synaju i postawił na jego czele doświadczonego generała Osamę Askara. W zorganizowanej w zeszły piątek akcji siły bezpieczeństwa zabiły 47 islamistów.
Egipska akcja antyterrorystyczna na północy Synaju trwa już od października zeszłego roku, gdy wojskowe władze w Kairze po uporaniu się z oporem zdelegalizowanego Bractwa Muzułmańskiego postanowiły zaprowadzić porządek na ogarniętym bezprawiem półwyspie. Oprócz dwóch organizacji islamistycznych działa tam partyzantka beduińska i kryminalne bandy zajmujące się rozbojem i przemytem. Aby ukrócić ten proceder i zamknąć przemytnicze tunele do Strefy Gazy, władze egipskie zdecydowały się na bezprecedensowy krok: w pobliżu granicy wyburzonych ma zostać 1220 domów. Ponad 800 już padło ofiarą buldożerów.
Zaprowadzenie porządku na pustynnym półwyspie o obszarze 60 tys. km kw. nie będzie łatwe. Głównym problemem jest powszechne bezrobocie i bieda, których konsekwencją stał się łatwy werbunek młodych mężczyzn do organizacji islamistycznych. Widać w tym względzie różnicę między północą a południem Synaju: o ile do zamachów i bezprawia dochodzi w okolicach Rafah, Al-Arisz i Szejk Zuweid, o tyle na południu, gdzie pracę miejscowym daje rozwinięty przemysł turystyczny, panuje spokój.