Współpracownicy Urzędu Ochrony Konstytucji (Verfassungsschutz), czyli kontrwywiadu mają zostać wycofani z organizacji, w których zostali umieszczeni. Oznacza to, że kontrwywiad, przynajmniej na szczeblu tego landu, będzie musiał znaleźć inne sposoby infiltracji podejrzanych grup i organizacji. Lewicowy rząd Turyngii udowadnia, że instytucja opłacanych przez kontrwywiad informatorów jest nie do pogodzenia z zasadami państwa demokratycznego.
Poza tym konfidenci tego rodzaju mają być mało efektywni. Dla przykładu jeden z współpracowników o pseudonimie Corelli skasował w sumie 180 tys. euro. Działał w środowisku prawicowych ekstremistów zbliżonych do grupy terrorystycznej Podziemie Narodowosocjalistyczne (NSU). Grupa ta zamordowała w ubiegłej dekadzie dziesięć osób kierując się motywami rasistowskimi. Ich ofiary to głównie mieszkający w Niemczech imigranci z Turcji i Grecji.
Corelli miał informować o aktywności tej grupy. Jego raporty na nic się jednak nie zdały. Informacje te wyszły na jaw w czasie toczącego się nadal procesu terrorystki NSU Beate Zchaepe.
Ilu jest takich informatorów w Niemczech, nie wiadomo. Wiadomo jednak, że otrzymują sowite honoraria. Ryzykują w końcu nierzadko życiem.
Kontrwywiad ma oczywiście także swych informatorów w organizacjach islamistycznych. System działać ma w tym wypadku znacznie sprawniej, czego dowodem jest fakt, że niemieckim służbom udało się zapobiec kilku planowanym w ostatnich latach zamachom terrorystycznym. Dlatego Turyngia nie zamierza likwidować konfidentów w środowiskach, które mogą przygotowywać tego rodzaju ataki.