Poprzednim razem na japońskich plażach pojawiło się tylko 50 sztuk o jedną trzecią mniej niż obecnie. Był początek marca 2011 roku, po sześciu dniach nadszedł kataklizm, którego skutki Japonia odczuwa do dziś. Po tym, gdy w miniony piątek w okolicach miasta Hokota leżącego na zachód od Tokio na piasku pojawiło się nagle blisko 150 sztuk takich samych delfinów jak przed czterema laty, posypała się lawina złowieszczych komentarzy.
Delfiny i trzęsienia
Prosta matematyka kazała spodziewać się mega wstrząsów już w niedzielę 12 kwietnia. Jeżeli delfinów było 3 razy więcej niż poprzednio, trzęsienie powinno pojawić się także trzy razy szybciej niż po sześciu dniach. Niedziela w Japonii przebiega jak na razie bez żadnych z sejsmografów. Nie istnieją naukowe dowody na to, że zbliżające się trzęsienia powodują masowe wypływanie delfinów na brzeg, jednak także w 2011, na kilka dni przed silnymi wstrząsami w nowozelandzkim Christchurch ponad 100 delfinów zdechło na plaży.
Nie wszystkie z tych, które pojawiły się w piątek w Japonii, miały pecha. Część była zbyt osłabiona, by przeżyć. Ludzie przychodzili im z pomocą, przynosili wiadra wody, polewali nią zwierzęta i dodatkowo okrywali mokrymi ręcznikami, by zachowały wilgoć. Ponad połowa delfinów zdechła, lokalne władze prefektury Ibaraki potwierdziły uratowanie 45 sztuk. Jedynie 3 delfiny były w stanie samodzielnie wrócić do morza. Do dalszych badań zabrano 34 zwierzęta, łącznie w Hokocie naliczono 149 egzemplarzy, w niedalekiej Kashimie kolejnych siedem. Wiele delfinów było dotkliwie poranionych głębokimi bruzdami. Niektóre z tych, które transportowano na powrót do wody wypływało z kolejnymi przypływami na brzeg.
Naukowcy nie wiedzą, co spowodowało masowe pojawienie się delfinów na plaży, być może zdrowe osobniki starają się pomagać słabszym i chorym i razem z nimi lądują na brzegach. Może był to atak większych zwierząt, większa fala, która poturbowała delfiny na przybrzeżnych skałach, być może rany wywołały jakieś podwodne maszyny. W japońskiej telewizji NHK, która relacjonowała akcję ratunkową, pojawiało się wiele głosów współczucia pod adresem delfinów. Japończycy bardzo przeżywali, że zwierzęta umierały w cierpieniu, że nie można im było pomóc.
Strach pozostał
Delfinów na plaży już nie ma, ale pozostał strach, że zbliża się zagrożenie, którego nie można zobaczyć. Delfiny grubogłowe mogą wiedzieć i przeczuwać coś więcej niż specjalistyczne urządzenia geologów, jednak wciąż to jedynie spekulacje. Rząd musi być przygotowany na najgorsze. Zresztą i tak od blisko 40 lat w Japonii istnieją ciągle ulepszane plany działania na wypadek pojawienia się wstrząsów największych rozmiarów. Na początku kwietnia, jeszcze przed pojawieniem się ssaków na japońskich plażach, rząd informował o koncepcji mobilizacji 140 tys. funkcjonariuszy Sił Samoobrony, czyli japońskiego wojska (które nie może zgodnie z konstytucją posługiwać się tą nazwą), strażaków oraz policjantów, gdy wstrząsy nadejdą. W ciągu zaledwie 72 godzin mają się oni pojawić w każdy dotkniętym kataklizmem miejscu.