Przedstawiciele władz wyspy tłumaczą, że ograniczenie dostępu do wybranych stron - w tym m.in. do Facebooka - ma na celu ochronę "chrześcijańskiego dziedzictwa i kultury" Nauru. Opozycja twierdzi jednak, że jest to cios wymierzony w przeciwników rządu.
- Najpierw tłumaczyli, że brak dostępu do Facebooka jest spowodowany problemami technicznymi. Teraz okazuje się, że chodzi o pornografię - kpił jeden z posłów opozycji, Matthew Batsua. Polityk dodał, że w rzeczywistości rząd zaczął się obawiać "rosnącej liczby osób, które używały mediów społecznościowych do krytykowania dyktatorskiego sposobu sprawowania władzy na wyspie".
Nauru, blokując dostęp do Facebooka dołączyło do takich państw jak Chiny, Iran czy Korea Północna, w których również nie można korzystać z portalu założonego przez Marka Zuckerberga.
Tymczasem minister sprawiedliwości Nauru, David Adeang wyjaśnił, że ograniczenie dostępu do wybranych stron internetowych ma na celu ochronę chrześcijańskiego dziedzictwa wyspy. - Wielu cudzoziemców nie rozumie naszej kultury - dodał. Adeang wyjaśnił, że zwrócił się do dostawcy internetu na wyspie, firmy Digicel, z prośbą o zablokowanie dostępu do wybranych stron internetowych, na których rozpowszechniana jest pornografia - nie wskazał jednak żadnej konkretnej strony. - Pornografia nie jest zgodna z naszą wiarą i wyznawanymi przez nas wartościami - podkreślił. - Jako naród mamy prawo i możliwość promowania tych wartości, które pomogły nam zbudować nasze państwo - dodał.