– W Kijowie część ludzi sądzi, że prezydent Putin gotów jest wydać rozkaz ataku, jeśli w negocjacjach nie dostanie tego, czego chce: czyli włączenia okupowanych terenów do Ukrainy na swoich warunkach (pełnej autonomii, łącznie z możliwością utrzymywania stosunków zagranicznych) – powiedział „Rz" ukraiński analityk wojskowy z grupy Informacyjny Opór Konstantin Maszowec.
Na niektórych odcinkach frontu pracownicy misji OBWE (która ma nadzorować „rozejm miński") sami widzieli w ciągu ostatnich czterech dni gwałtownie wybuchające pojedynki artyleryjskie i odnotowywali od 170 do 200 eksplozji. Ze znacznej ilości wydzielonych miejsc, do których zwieziono ciężką broń z linii frontu po podpisaniu porozumień mińskich, zaczęły znikać zarówno armaty, jak i czołgi. Obie strony wysyłają je z powrotem, ale Rosjanie w znacznie większej ilości.
W dodatku w miejscowości Petriwka (na południowy wschód od Doniecka) obserwatorzy natknęli się na ludzi w mundurach z rosyjskimi dystynkcjami. Próbowali porozmawiać z dwiema tak umundurowanymi kobietami, ale wtedy podjechał do nich wojskowy samochód (na rosyjskich numerach rejestracyjnych), wysiadło z niego dwóch żołnierzy i kazało natychmiast zakończyć rozmowę.
Mieszkańcy wioski poinformowali OBWE, że w leżącym niedaleko dawnym letnim obozie młodzieżowym stacjonuje tajemnicza jednostka, do której należą spotkani ludzie. Ale nie potrafili powiedzieć, co to za oddział, a sami obserwatorzy nie mieli odwagi pojechać tam i sprawdzić.
– To też może być rodzaj gry: podrzucanie obserwatorom OBWE jakichś informacji, a właściwie ich strzępów. Rodzaj wojny nerwów przeciw władzom w Kijowie, ale też Zachodowi. Tak naprawdę dopóki nie wybuchną prawdziwe walki, skazani jesteśmy na niepewność – przestrzega Maszowec.