Każdego roku premier Węgier organizuje tzw. piknik dla konserwatywnych elit w miejscowości Kötcse, by wygłosić przemówienie. Tym razem wypowiadał się na temat uchodźców i jak zawsze - w tonie wojowniczym. W jego opinii Europa jest bogata, ale słaba i ta kombinacja należy do najbardziej niebezpiecznych. „Liberalna paplanina" doprowadziła do kryzysu tożsamości na kontynencie europejskim. Europa oraz jej narody, zdaniem węgierskiego polityka, powinny zachować swoje etniczne jak i kulturowe korzenie. Węgry uczynią to na pewno, gdyż kraj ten nie chce sztucznie przyspieszonych zmian wywołanych napływem muzułmańskich emigrantów. Zdaniem Orbana o wiele bardziej konieczne jest wychowywanie młodych pokoleń w duchu „patriotycznym i narodowym", choćby poprzez kupowanie w sklepach rodzimych produktów i unikanie w codziennym języku tak modnych anglicyzmów.
Premier Węgier nie jest w Europie Środkowo-Wschodniej osamotniony w swoim myśleniu, tyle, że mówi o tym otwarcie i w zapalczywy sposób, znajdując zrozumienie swoich obywateli. Jak wynika z ankiet, wielu Węgrów myśli podobnie jak ich premier. Skąd bierze się ta zapalczywość w czasach, kiedy po drugiej stronie europejskiego kontynentu dyskutuje się nie o izolacji, lecz o potrzebie większej otwartości?
Polityczna manipulacja nastrojami
Na Węgrzech chodzi w pierwszym rzędzie o politykę wewnętrzną. Obóz rządowy Orbana wykorzystuje sprawę uchodźców, by przezwyciężyć spadek popularności rządzącej partii Fidesz. I z sukcesem: wywołany na Węgrzech w ostatnich tygodniach chaos z imigrantami, sprowokowany w dużej mierze przez sam rząd i jego wręcz militarne rozwiązanie, spowodowało, że Viktor Orban ponownie prowadzi w rankingu popularności. W opinii obserwatorów istnieją złożone powody pozytywnego przyjęcia przez większość węgierskiego społeczeństwa zapalczywego nacjonalizmu Orbana oraz jego żądań izolacji i spójności. „Podobnie, jak wszystkie kraje środkowej Europy, również Węgry doświadczały wielokrotnie w swej historii podwójnej moralności zachodniej demokracji i traktowania ich jako państwa drugiej kategorii", powiedział konserwatywny politolog Agoston Mraz, powołując się na traktat pokojowy z Trianon z 1920 roku. Wówczas, po zakończeniu I wojny światowej, Węgry pod naciskiem państw Ententy straciły dwie trzecie swojego terytorium na rzecz krajów sąsiadujących. „Poczucie, że wielkie mocarstwa mogą ograniczyć suwerenność krajów środkowoeuropejskich jest w nich nadal mocno zakorzenione", powiedział politolog.
Nierozliczona przeszłość
Intelektualiści, jak polsko-amerykański historyk Jan Tomasz Gross, są przekonani, że na taką postawę wobec uchodźców na Węgrzech lub w Polsce ma wpływ nierozliczona faszystowska przeszłość. „Tylko wtedy, kiedy dojdzie do takiego rozliczenia, ludzie zrozumieją obowiązek ratowania tych, którzy uciekają przed ciężkim losem", niedawno pisał Gross w swoim komentarzu na stronie internetowej „Project Syndicate 2015".
Nie doszło też do rozliczenia węgierskiego udziału w Holokauście. Temat ten najzwyczajniej zepchnięto w niepamięć. Tylko pozornie głosi się na zewnątrz politykę międzynarodową i przyjaźń z innymi narodami, gdy dziesięciolecia politycznej izolacji rozbudziły w społeczeństwie liczne resentymenty. Węgrzy przyjęli wprawdzie wielkodusznie, podobnie jak inne wschodnioeuropejskie kraje, komunistycznych emigrantów, ale nie życzyli sobie zbyt bliskiego kontaktu z krajem ich pochodzenia.