Przywódcy Francji i Niemiec wystąpili w środę wspólnie przed eurodeputowanymi w Strasburgu, żeby przedstawić swoją wizję Europy. Miało to być historyczne wydarzenie, nawiązujące do tego sprzed 25 lat. Wtedy w Strasburgu, miejscu francusko-niemieckiego pojednania, przemawiali wspólnie Helmut Kohl i François Mitterrand.
– 25 lat temu wyzwaniem był upadek komunizmu, dziś jest nim napływ uchodźców – mówił Manfred Weber, polityk niemieckiej CSU, lider europejskich chadeków.
Angela Merkel broniła swojej, uznawanej teraz przez wielu za złą lub przynajmniej kontrowersyjną, decyzji o otwarciu granic dla syryjskich uchodźców. I ostrzegała przed pokusą odizolowania się od problemu. – Nie możemy się od tego odciąć. Na świecie są miliony uchodźców, którzy przyjdą do nas – mówiła. Podkreślała, że choć napływ jest masowy, to każdy imigrant jest człowiekiem.
– Musimy w nich widzieć ludzi, a nie masy, niezależnie od tego, czy mają prawo tu pozostać czy nie – apelowała Merkel. Była chwalona przez partie, które są współtworzone przez przedstawicieli niemieckiej wielkiej koalicji rządowej – chadeków i socjalistów, a także przez Zielonych i liberałów. – Dziękuję za okazane współczucie – mówił lider liberałów Guy Verhofstadt.
Krytykował ją Ryszard Legutko z PiS, który przemawiał w imieniu grupy Europejskich Konserwatystów i Reformatorów. – Zapomina pani czasem o różnicy między przywództwem a dominacją – powiedział. Wypomniał Merkel niekonsekwentne zachowania w czasie zarządzania kryzysem uchodźczym: zapraszanie uchodźców, a następnie ich zniechęcanie do przybycia do Niemiec, a także „zabawę w kotka i myszkę" w sprawie Schengen. Polityk PiS zarzucał Merkel i Hollande'owi, że ich sojusz nie bierze pod uwagę, iż w UE jest 28 państw członkowskich. I że faktycznie ich władza jest większa niż tych, którzy sprawują formalne europejskie funkcje, czyli przewodniczącego Rady Europejskiej Donalda Tuska, choć nie wymienił go z nazwiska.