Przed objęciem prezydentury na początku 2009 r. Obama obiecał, że zakończy interwencję USA zarówno w Iraku, jak i w Afganistanie. Do tej pory sądzono, że w tym ostatnim kraju na początku 2017 r., kiedy odbędzie się zaprzysiężenie nowego prezydenta, pozostanie tylko około tysiąca żołnierzy amerykańskiej armii. Mieliby chronić Ambasadę USA, ogromny umocniony kompleks w centrum Kabulu.
Obama zapowiedział jednak, że będzie zupełnie inaczej. Przez cały przyszły rok bezpieczeństwa Afganistanu ma strzec 9,8 tys. żołnierzy amerykańskich, a w ciągu 2017 r. ich liczba zostanie ograniczona do 5,5 tys. To ostatnie założenie jest raczej teoretyczne, bo decyzja nie będzie już należała do obecnego prezydenta.
W stosunku do pierwotnych założeń radykalnie zmieni się także misja amerykańskich żołnierzy. Będą stacjonować nie tylko w Kabulu, ale także w bazie lotniczej Bagram na północ od stolicy, Kandaharze na południu kraju i Dżalalabadzie na wschodzie. Choć oficjalnie Amerykanie zakończyli działania wojenne pod koniec zeszłego roku, w praktyce będą nadal wspierać afgańską armię w walkach przeciw talibom.
Prezydent zdecydował się na złamanie obietnicy wyborczej i osłabienie szansy demokratów na utrzymanie Białego Domu, bo sytuacja w Afganistanie jest trudna. Od rozpoczęcia amerykańskiej interwencji w 2001 r. talibowie nigdy nie kontrolowali tak dużej części kraju. Na dwa tygodnie przejęli nawet jedno z największych miast kraju, Kunduz. Zostało ono odbite w miniony wtorek, ale przy okazji bombardowań Amerykanie nieumyślnie trafili w szpital prowadzony przez Lekarzy bez Granic, zabijając 22 chorych i lekarzy. Na pozostanie Amerykanów naciskał prezydent kraju Aszraf Ghani. Podobnie sytuację oceniali amerykańscy dowódcy, a także pozostałe kraje uczestniczące w operacji pokojowej. Barack Obama w końcu uległ tym naciskom.
Nowa strategia oznacza jednak poważne koszty. W przyszłym roku na operację afgańską Amerykanie przeznaczą ponad 14 mld dol. Najdłuższa w historii Stanów Zjednoczonych, 14-letnia wojna pochłonęła już prawie bilion dolarów, realnie więcej niż plan Marshalla dla powojennej Europy.