Z Aten do Luksemburga odleciała w środę rano pierwsza grupa imigrantów przekazywanych w ramach uzgodnionego przez UE systemu relokacji. Obejmuje ona dwie rodziny irackie i cztery syryjskie, w tym 16 dzieci. – Macie dziś szansę odbyć podróż nadziei, po lepsze życie – mówił odlatującym z Aten imigrantom grecki premier Aleksis Cipras.
Na lotnisku byli też luksemburski minister spraw zagranicznych, unijny komisarz i szef Parlamentu Europejskiego. Oprawa wydarzenia była znacząca, bo to pierwsza taka relokacja z ziemi greckiej. We wrześniu UE uzgodniła rozdział 160 tysięcy osób z Włoch i Grecji pomiędzy 28 państw członkowskich. Z Włoch wcześniej odleciało w sumie 86 Erytrejczyków i Syryjczyków do Szwecji i Finlandii. Kolejne kraje szykują oferty przyjęć.
– 15 krajów jest już gotowych, liczba zgłoszonych miejsc wynosi ponad dwa tysiące – powiedziała Tove Ernst, rzeczniczka Komisji Europejskiej. W najbliższych tygodniach odlecą kolejne grupy uchodźców do Szwecji, Finlandii i Francji.
Wszystko to mało w porównaniu z celem 160 tys. w ciągu dwóch lat, ale Bruksela nie traci nadziei. – To bardzo wczesny etap, unijna decyzja uprawomocniła się dopiero kilka tygodni temu – przekonuje KE. Problemem jest brak ofert ze strony krajów przyjmujących, nie ma też systemu weryfikowania migrantów w miejscach ich przyjmowania w Grecji i Włoszech. Mają im pomagać inne kraje, wysyłając strażników granicznych, ale to na razie sfera deklaracji.
Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk zdecydował się więc zwołać kolejny, szósty już w tym roku, szczyt UE poświęcony migracji. Odbędzie się on 12 listopada na Malcie, tuż po dwudniowym szczycie UE–Afryka, który zwołano wcześniej, żeby o migracji porozmawiać z krajami, z których ludzie uciekają do Europy. „Napływ uchodźców trwa i jego tempo jest niespotykane" – napisał Tusk w liście do przywódców, w którym zaprasza ich na nadzwyczajny szczyt. Tylko w październiku drogą morską dotarło do Europy 218 tys. osób, prawie tyle samo, ile w całym 2014 roku.