„Naturalnie w walce z terrorystami nic takiego nie jest potrzebne i mam nadzieję, że nigdy nie będzie konieczne" – powiedział podczas spotkania z ministrem obrony Siergiejem Szojgu. Ponieważ rosyjski przywódca nie wykluczył możliwości użycia takiej broni, jego niezbyt jasna wypowiedź natychmiast wywołała falę domysłów i komentarzy.
„Rosyjscy przywódcy rozpatrują możliwość wykonania atomowego uderzenia na Bliskim Wschodzie. Na razie uznali, że nie ma takiej konieczności, ale nie jest to wykluczone" – stwierdził jeden z rosyjskich analityków.
– Tak naprawdę to był sygnał wysłany Zachodowi, że po prostu mamy broń, w którą możemy wyposażyć naszą armię – powiedział „Rz" moskiewski ekspert wojskowy Igor Korotczenko.
Putin rozmawiał z Szojgu o ostrzeliwaniu pozycji islamistów w Syrii rakietami Kalibr i Ch-101 z okrętu podwodnego „Rostów" pływającego we wschodniej części Morza Śródziemnego. Te pierwsze pociski mogą przenosić również głowice jądrowe niewielkiej mocy – do 100 kiloton.
– Wiadomość dla Zachodu jest mniej więcej taka: przy określonych warunkach możemy szybko zwiększyć liczbę nosicieli broni atomowej, używając nowego typu rakiet i nie naruszając przy tym istniejących umów międzynarodowych (ograniczających jej posiadanie) – tłumaczył Korotczenko. Nowy rodzaj pocisków Kalibr nie jest bowiem zaliczany do broni strategicznej, która podlega ścisłym traktatowym ograniczeniom.