Sondaż przeprowadzony dla dziennika „Le Parisien" jest jednoznaczny: społeczeństwo czuje się zawiedzione dotychczasowymi przywódcami kraju. Dokładnie tyle samo pytanych (74 proc.) nie chce, aby w wyborach prezydenckich za nieco ponad rok swoje kandydatury zgłosili obecny rezydent Pałacu Elizejskiego Francois Hollande i jego poprzednik Nicolas Sarkozy.
– Powód jest dosyć czytelny: od lat, o ile nie dziesięcioleci, nie są rozwiązane najważniejsze problemy kraju, jak wysokie bezrobocie czy słaba integracja imigrantów. Stąd tak wielkie dążenie do zmiany – mówi „Rz" Jean-Thomas Lesueur, ekspert paryskiego Instytutu Thomasa More'a.
Na o wiele większe szanse na sukces mogą liczyć rywale obu polityków. Na prawicy to popularny mer Bordeaux i były premier Alain Juppe, którego kandydatury oczekuje większość (56 proc.) Francuzów. Obecny socjalistyczny premier Manuel Valls już na tak dobry wynik nie może liczyć: jego startu w wyścigu o Pałac Elizejski domaga się tylko 38 proc. pytanych. Ale to wciąż o wiele więcej niż w przypadku Hollande'a i Sarkozy'ego (po 24 proc.).
Są jednak spore szanse, że oczekiwania Francuzów zostaną zawiedzione. Sarkozy stara się bowiem w taki sposób przebudować aparat swojej partii, aby to on otrzymał nominację Republikanów. Wiadomo także, że jeśli Hollande będzie się ubiegał o reelekcję, Valls zrezygnuje z udziału w wyborach. Prezydent już dość dawno zapowiedział, że będzie walczył o drugą kadencję, tylko jeśli bezrobocie zacznie trwale spadać. Na razie dzieje się coś odwrotnego.
Petryfikacja klasy politycznej powoduje, że coraz więcej Francuzów stawia na radykalne rozwiązania. 37 proc. chce na przykład, aby po najwyższy urząd w państwie wystąpiła liderka skrajnie prawicowego Frontu Narodowego Marine Le Pen.