Ale znany z niezwykłej ostrożności Solana raczej nie wyrwał się ze swoją deklaracją przypadkowo. To wyraz stanowiska wpływowej grupy europejskich sojuszników, w tym Francji i Niemiec, którzy nie chcą narażać stosunków z Kremlem. Zapewne pod ich naciskiem kilka godzin wcześniej sekretarz generalny sojuszu Jens Stoltenberg zaproponował Kremlowi wznowienie prac Rady Rosja–NATO.
Zgodnie z logiką Solany sojusz nie zamierza więc zasadniczo wyjść poza to, co już zaoferował Polsce do tej pory.
– Od inwazji Krymu zaczęła się trwała obecność wojsk NATO na terenie Polski, republik bałtyckich, Rumunii. Ćwiczenia są prowadzone właściwie bez przerwy. To jest wzór, do którego chcemy się odwołać w przyszłości, choć żadne decyzje jeszcze nie zapadły – powiedział „Rz" gen. Philip Breedlove, głównodowodzący siłami sojuszu w Europie, pytany o lipcowy szczyt NATO w Warszawie.
Z niedawno przeprowadzonego sondażu waszyngtońskiego instytutu Pew wynika, że 58 proc. Niemców, 53 proc. Francuzów, 51 proc. Włochów i 47 proc. Hiszpanów nie chce, aby ich kraje przyszły z pomocą państwu NATO, które zostałoby zaatakowane. Stąd tak ważna jest dla Polski stała obecność wojsk sojuszu jeszcze przed rozpoczęciem wojny, a nie tylko ćwiczenia.
– Już w 2010 r., niedługo po wojnie w Gruzji, Zachód próbował na nowo nawiązać współpracę z Rosją. I czy to zapobiegło kolejnym agresjom Kremla? Nie popełniajmy błędów z przeszłości – apelował w Monachium prezydent Ukrainy Petro Poroszenko. Za takie deklaracje jak w poprzednich dwóch latach zbierał najwięcej oklasków na tej prestiżowej konferencji. Ale tym razem skierowanych zostało do niego też wiele pytań o oligarchów, korupcję, brak reform. Po dymisji ministra gospodarki Aivarasa Abromoviciusa i ostrzeżeniu MFW o wstrzymaniu pakietu pomocy dynamika dyskusji o Ukrainie na Zachodzie się zmieniła.
– Ameryka jest gotowa pomóc Ukraińcom, ale nie za wszelką cenę. Ukraina zmierza do porażki, bo nie potrafiła zerwać ze skorumpowanym systemem oligarchicznym. A przed wyborami prezydenckimi Stany Zjednoczone będą jeszcze bardziej skoncentrowane na sobie, jeszcze bardziej izolacjonistyczne. Ten moment Putin może wykorzystać – mówi „Rz" Stefan Meister, szef działu Europy Wschodniej w Niemieckim Instytucie Polityki Zagranicznej (DGAP). Jego zdaniem, jeśli Donald Trump okaże się następcą Obamy, „jak biznesmen będzie chciał zawrzeć z Putinem porozumienie ponad głowami innych". – Hillary Clinton zajmie wobec Moskwy twardsze stanowisko, ale tylko do pewnego stopnia.