Korupcja: Lula o wszystkim wiedział

Łapówki brali niemal wszyscy politycy. Ale teraz jest szansa, że zostaną rozliczeni – mówi brazylijski politolog David Fleischer.

Aktualizacja: 25.03.2016 17:29 Publikacja: 24.03.2016 18:20

Od wielu dni setki tysięcy Brazylijczyków domagają się ukarania Luli (na zdjęciu przebrany za niego

Od wielu dni setki tysięcy Brazylijczyków domagają się ukarania Luli (na zdjęciu przebrany za niego demonstrant podczas protestu 13 marca w Rio de Janeiro). Ale równie wielu staje w obronie byłego prezydenta

Foto: AFP

Rz: Za cztery miesiące igrzyska olimpijskie w Rio. Brazylia do tego czasu zażegna kryzys polityczny, będzie gotowa przyjąć miliony kibiców z całego świata?

David Fleischer: Kryzys polityczny dopiero się zaczyna. Aresztowanie Luli da Silvy, byłego prezydenta, jest przesądzone. Nie wiem, czy stanie się to w tym, następnym czy jeszcze kolejnym tygodniu, ale tego nie da się uniknąć. A to wywoła powszechne protesty, manifestacje. Obawiam się, że krwawe. Sportowcy przyjadą więc do kraju rozdartego, a to nie budzi zaufania. Na razie sprzedano tylko połowę biletów na igrzyska; poza protestami mamy jeszcze wirus Zika.

Dla Brazylijczyków sport miał zawsze znaczenie wyjątkowe. Dlaczego teraz los Luli jest ważniejszy?

Bo Lula pozostaje dla wielu Brazylijczyków wielkim bohaterem narodowym, wręcz ikoną. Biedniejsza część społeczeństwa widzi w nim „jednego z nas", człowieka, który choć skończył tylko cztery klasy szkoły podstawowej i pochodził z bardzo biednej rodziny, przebił się przez establishment i doszedł do samego szczytu władzy. Lula zbudował swoją karierę w związkach zawodowych, a to oznaczało, że musiał 24 godziny na dobę ze wszystkimi prowadzić rokowania: z załogą, władzami, pracodawcami. Opanował do perfekcji sztukę negocjowania, co zjednało mu bardzo wielu zwolenników. A jako prezydent dzięki rozbudowaniu programów socjalnych wyciągnął z nędzy przynajmniej 40 milionów ludzi. Dlatego dla wielu Brazylijczyków aresztowanie Luli to sprofanowanie świętości. Władze doskonale o tym wiedzą. Gdy na początku marca został wezwany przez prokuratora na przesłuchanie, zastosowano wszelkie środki ostrożności, byle nie prowokować ludzi. Lula został zabrany nieoznakowanym samochodem, bez kajdanków, na ukryty posterunek na lotnisku. A mimo to doszło do ogromnych manifestacji. Do tego stopnia, że gubernator Sao Paulo bał się, iż straci kontrolę nad sytuacją i był u progu podjęcia decyzji o interwencji armii. A ta mogłaby zacząć strzelać do manifestantów, mógł być dramat.

Dlaczego więc aresztowanie Luli jest nieodzowne?

Bo śledztwo przeciwko Luli zaszło bardzo daleko. W Brazylii korupcja była powszechna od zawsze. Ale pierwszy raz w historii kraju do więzień trafiają czołowi politycy, senatorowie, ministrowie, prezesi największych koncernów państwowych. To już przeszło 200 osób. I aby uniknąć wysokich kar, idą na ugodę z prokuratorami, ujawniając siatkę znacznie szerszych powiązań, dokumenty. Senator Delcidio Amaral przyznał na przykład kilka dni temu, że minister edukacji Aloizio Mercadante oferował mu pieniądze, jeśli zachowa milczenie. A to jeden z wielu przykładów. W przeciwieństwie do krajów bardziej cywilizowanych brazylijski sędzia nie może skazać członka rządu, to należy do Sądu Najwyższego. Lula miał więc nadzieję, że to go uchroni przed wymiarem sprawiedliwości. Dlatego jego protegowana, obecna prezydent Dilma Rousseff, rzutem na taśmę zatrudniła go jako szefa swojego gabinetu. Problem polega na tym, że także Sąd Najwyższy chce teraz rozliczyć polityków. Brazylijski system polityczny jest pełen intryg, przekupstwa, oszustw – jak w serialu „House of Cards". Ale teraz to wszystko zaczyna się sypać.

Jak poważne są zarzuty korupcyjne wobec Luli?

43-letni sędzia federalny Sergio Moro i jego ekipa wykonali znakomitą robotę. Operacja „Car Wash" („Myjnia") wykazała, że Lula nie tylko doskonale wiedział o systemie nielegalnych przelewów dla ludzi władzy z największego brazylijskiego koncernu naftowego Petrobras, ale był też niejako architektem tego systemu. A to tylko część znacznie szerszego mechanizmu. Marcelo Odebrecht, prezes największej brazylijskiej firmy budowlanej Odebrecht o zasięgu światowym, został właśnie skazany na 19 lat więzienia za stworzenie systemu łapówek w zamian za intratne kontrakty państwowe. Ale pomógł opublikować listę wszystkich polityków, którzy otrzymali od niego pieniądze. Są na niej nie tylko obecni przywódcy kraju, ale np. lider opozycji Aecio Neves, który w 2014 r. walczył z Rousseff o prezydenturę, a ostatnio domagał się skazania jej za korupcję. Ale oskarżony o przyjęcie łapówek wartych przynajmniej 40 mln dol. jest też m.in. obecny przewodniczący izby niższej parlamentu Eduardo Canha. Z kolei przewodniczący Senatu Rehan Calheiros pozwolił, aby prywatne firmy utrzymywały jego nieślubne dziecko, przyjmował też łapówki. O defraudacje przy handlu państwowym etanolem oskarżony jest wiceprezydent Michel Temer, a były szef gabinetu Luli Jose Dirceu już siedzi w więzieniu. Spośród 594 deputowanych brazylijskiego parlamentu aż na 271 ciążą poważne zarzuty korupcyjne. Tak więc umoczona jest właściwie cała brazylijska klasa polityczna. Dzięki korupcji sam Lula w ciągu ośmiu lat prezydentury stał się człowiekiem bajecznie bogatym. Tylko jedno z jego czwórki dzieci ma majątek oceniany na setki mln dolarów. Mówiąc krótko: Lula nie oparł się pokusie dorobienia się, bo robili to wszyscy politycy i nikt nie spodziewał się, że kiedykolwiek wyjdzie to na jaw. Zupełna bezkarność.

Dilma Rousseff, następczyni i prezydent z polecenia Luli, też jest zamieszana w korupcję?

Oczywiście! Ona też o wszystkim wiedziała, ale – co jeszcze bardziej ją pogrąża – w przeciwieństwie do Luli nie jest osobą komunikatywną, lubianą. Najdalej na przełomie kwietnia i maja zostanie odsunięta od urzędu. Procedura jest tu taka sama jak w Stanach Zjednoczonych: decyzję w tej sprawie podejmuje izba niższa parlamentu, a Senat przejmuje wówczas rolę sądu. Impeachment trwa przynajmniej 180 dni. W czasie olimpiady Brazylia będzie więc pozbawiona urzędującej głowy państwa. Z taką sytuacją mieliśmy już do czynienia w 1992 r., gdy pod zarzutami korupcji został odsunięty prezydent Fernando Collor de Mello. Później wrócił jednak do życia politycznego, został senatorem. Ale dziś rozliczenia są o wiele poważniejsze.

Dlaczego w Brazylii korupcja jest tak powszechna?

To wynik słabości państwa, braku rygorystycznych przepisów i wymiaru sprawiedliwości, który byłby je w stanie egzekwować. W tym sensie radykalnie różnimy się od Stanów Zjednoczonych, od krajów europejskich. Ale są też powody kulturowe. Brazylia to państwo wciąż bardzo młode. Za czasów kolonizacji było bezwzględnie eksploatowane, Portugalczycy właściwie w nic tu nie inwestowali do 1807 r., kiedy król Piotr IV wraz z rodziną uciekł do Rio przed wojskami Napoleona. Tu zaczął rozwijać miasto, które jednak bardzo długo było jedynym prawdziwym centrum kultury i gospodarki na cały, ogromny przecież, kraj. Dość powiedzieć, że w Brazylii niewolnictwo zostało zniesione dopiero w 1888 r., kiedy ten proceder na Zachodzie już dawno należał do przeszłości. Brazylijskie społeczeństwo jest więc wciąż głęboko podzielone, kontrasty w dochodach są o wiele większe niż w Europie czy USA, poziom wykształcenia i ochrony zdrowia znacznie gorszy. To jest układ, w którym ludzie przede wszystkim dbają o korzyści dla siebie, poczucie dobra publicznego pozostaje dość abstrakcyjne.

Osądzenia Luli domagają się przede wszystkim biali z klasy średniej, podczas gdy w jego obronie występują głównie kolorowi wywodzący się z biedoty. Czy Brazylia staje w obliczu konfliktu rasowego?

Oficjalnie w Brazylii problemu rasowego nie ma, panuje harmonia. Ale rzeczywistość jest odmienna, rasizm istnieje, tylko ten problem jest zamiatany przez władze pod dywan. Dyskryminacja ma przede wszystkim charakter ekonomiczny: biali tworzą trzon elity finansowej. Mimo wszystko to nie jest sytuacja porównywalna ze Stanami Zjednoczonymi, gdzie w Chicago, Baltimore, Los Angeles i innych wielkich miastach regularnie wybuchają zamieszki na tle rasowym. W Brazylii po zniesieniu niewolnictwa czarni nie musieli przez dziesięciolecia walczyć o równouprawnienie jak w Stanach Zjednoczonych. Nieporównanie większy jest też udział małżeństw mieszanych, z różnych grup etnicznych.

Ile pozostanie z programów socjalnych wprowadzonych przez Lulę?

Lula rozbudził wśród milionów Brazylijczyków oczekiwania: tanich mieszkań, zabezpieczeń socjalnych, edukacji, ubezpieczeń zdrowotnych, na które kraju nie stać. Władze nie są też w stanie zapewnić ludziom bezpieczeństwa: liczba zabójstw jest kilkadziesiąt razy wyższa niż w Europie. Przeżywamy najgłębszy kryzys gospodarczy od lat 30. Ale wbrew powszechnym ocenom jego najważniejszym powodem nie jest załamanie cen surowców, wycofanie się Chin z Ameryki Łacińskiej. Chodzi raczej o błędy brazylijskich władz. Przecież w tych samych warunkach międzynarodowych Meksyk, Chile, Peru, Kolumbia rozwijają się dobrze. Załamała się tylko Wenezuela, gdzie mimo dochodów z ropy władze popełniły przez ostatnie 15 lat mnóstwo kardynalnych błędów, nie potrafiły zdywersyfikować gospodarki, inwestować w rozwój kraju.

Jakie błędy zrobiła Dilma Rousseff?

W ubiegłym roku mieliśmy ogromny deficyt budżetowy – 10 proc. dochodu narodowego. Przychody federalne spadły w tym czasie o 7–8 proc. W takich warunkach absolutnym priorytetem jest ograniczenie wydatków, zabezpieczeń socjalnych. Ale Dilma się na to nie odważyła, obawiała się, że straci poparcie wyborców. Nie tylko więc nie cięła wydatków, ale je wręcz zwiększała. Sądziła, że uda jej się utrzymać rozwój kraju oparty na wspieraniu konsumpcji poprzez dotacje państwa: w tym celu chce teraz sięgnąć po rezerwy banku centralnego, jakieś 350 mld dolarów. Ale ten model się wyczerpuje. Bezrobocie i inflacja znów skoczyły, banki przestały udzielać kredytów, kraj jest zadłużony po uszy. Także przedsiębiorstwa prywatne właściwie wstrzymały inwestycje, bo całkowicie straciły zaufanie do władz. Nawet przeciętni Brazylijczycy, znani przecież z optymizmu, widzą teraz przyszłość w czarnych barwach.

Brazylia jeszcze całkiem niedawno była uważana za wschodzącą potęgę, fundament słynnej grupy BRIC (Brazylia, Rosja, Indie, Chiny). Te czasy już nie wrócą?

Mogą wrócić, ale pod warunkiem zasadniczej przebudowy kultury politycznej i struktur państwa, powrotu ku fundamentom gospodarki rynkowej, polityce przychylnej inwestorom. A to zajmie jednak sporo lat.

David Fleischer jest jednym z najbardziej znanych brazylijskich politologów, wykłada na Uniwersytecie Brasilii oraz Washington University i State University of New York.

Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1024
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Świat
Szwajcaria odnowi schrony nuklearne. Już teraz kraj jest wzorem dla innych
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1023
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1022
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Świat
Wojna Rosji z Ukrainą. Dzień 1021