„Islam nie należy do Niemiec" – zapisano w uchwalonym niedawno programie Alternatywy dla Niemiec, partii, która przez trzy lata swego istnienia zdołała zdobyć status trzeciej siły politycznej Niemiec. W Turyngii nadarzyła się właśnie okazja, aby wcielić programowe założenie w życie.
Na środę zaplanowano demonstrację w Marbach, dzielnicy Erfurtu, przeciwko planowanej budowie meczetu. Ma być budowlą jednopiętrową z niewielką kopułą i symbolicznym minaretem. – Wielkość nie ma znaczenia. Istotne, że jest to meczet – twierdzi Stefan Möller, jeden z liderów AfD. W partyjnym programie jest wyraźnie mowa o zakazie budowy minaretów.
Jako że partia ma swą reprezentację w parlamencie Turyngii, zgłoszono wniosek zmierzający do zablokowania budowy bez zgody mieszkańców. Tych z kolei mobilizuje Pegida, czyli stowarzyszenie Patriotyczni Europejczycy przeciwko Islamizacji Zachodu związane ideologicznie z AfD. Pegida ma spore doświadczenie w organizowaniu protestów i manifestacji. Przyjęła więc z zadowoleniem zaproszenie na środę do Erfurtu.
– Śmieszyć może przekonanie AfD, że nasz niewielki meczet stanowić może zagrożenie dla zachodniej cywilizacji – mówi „Süddeutsche Zeitung" Abdullach Uwe Wagishauser, przedstawiciel społeczności Ahmadiyya w Niemczech.
Jest to odłam islamu, który ma w Niemczech zaledwie 35 tys. wyznawców. W Hesji oraz Hamburgu ma jednak status instytucji prawa publicznego, a więc taki sam jak dwa największe Kościoły chrześcijańskie. W Turyngii nie ma to żadnego znaczenia. Budowa meczetu może zostać wstrzymana w wyniku protestów mieszkańców, chociaż nie wydaje się, aby mogły doprowadzić do cofnięcia zezwolenia na budowę.