Szefowie unijnych rządów znów przedłużą sankcje wobec Rosji o pół roku. Ale kolejne przedłużenie, w grudniu, może być problematyczne.
Taka decyzja musi być podjęta jednomyślnie. Tymczasem od 1 lipca przewodnictwo w Unii przejmuje Słowacja, która sceptycznie odnosi się do ich utrzymania. „Nie wzywam do ich zniesienia. Ale nie chcę więcej widzieć, że formalnie jesteśmy za ich utrzymaniem, a omijając je, wszyscy podpisują duże kontrakty z Rosją, odwiedzają ją, spotykają się z ludźmi, którzy znajdują się na unijnych »czarnych listach«. A taka jest dzisiejsza rzeczywistość" – mówił słowacki minister spraw zagranicznych Miroslav Lajcak.
Słowak nawiązał do całej serii wystąpień i wizyt europejskich polityków, przed wszystkim na Forum Ekonomicznym w Petersburgu. Według rosyjskich informacji firmy niemieckie i włoskie podpisały tam duże kontrakty z gospodarzami. Wcześniej zarówno niemiecki wicekanclerz Sigmar Gabriel, minister spraw zagranicznych Niemiec Frank-Walter Steinmeier, austriacki minister spraw zagranicznych Sebastian Kurz, jak i włoski premier Matteo Renzi proponowali osłabienie sankcji lub zmianę zasady ich działania. Francuskie Zgromadzenie Narodowe wezwało do ich zniesienia.
Sceptycyzm wobec sankcji okazuje coraz większa grupa członków Unii, w tym Grecja, Słowacja, Bułgaria, Węgry, Włochy, znaczna część niemieckich i francuskich polityków oraz tamtejsze organizacje biznesu. Na drugim biegunie znajdują się państwa bałtyckie, Polska, Szwecja i Wielka Brytania kategorycznie odrzucające możliwość ich zniesienia, dopóki Rosja nie wypełni zobowiązań pokojowych „układów mińskich".
Tymczasem OBWE, która powinna monitorować zawieszenie broni w Donbasie, codziennie informuje o jego łamaniu, ostrzałach z broni, która powinna zostać wycofana z linii frontu. W większości wypadków przedstawiciele Organizacji nie są w stanie stwierdzić, kto strzelał.