„Nasz naród powinien walczyć. Nie dopuścimy, by nasz kraj stał się rosyjską gubernią" – napisali w swoim oświadczeniu opublikowanym w chwili kapitulacji. Ich żądania polityczne nie były do końca jasne, ale dopiero składając broń, okazali się antyrosyjscy.
Większość członków grupy przeszła z zajętych przez siebie koszar policji do odległej o pół kilometra komendy policji i tam złożyła broń. Z początkowych 30 uczestników ataku pozostało 20. Część została ranna w poprzednich dniach – w tym dowódca grupy Paweł Manukjan – a trzech uciekło wcześniej z oblężonego budynku. Policjantom powiedzieli, że nie znali celów grupy, do której dołączyli.
W chwili ataku na koszary i wzięcia jako zakładników wysokich oficerów ormiańskiej policji (w tym zastępcę jej dowódcy) zamachowcy żądali ustąpienia prezydenta Serża Sergsjana, powołania rządu tymczasowego, a przede wszystkim uwolnienia swego ideowego przywódcy Żirajra Sefiljana. Ten ostatni, Ormianin urodzony w Libanie, walczył w tamtejszej wojnie domowej w obronie niewielkiej mniejszości ormiańskiej. Po przyjeździe do Armenii wstąpił do oddziałów walczących w Górskim Karabachu z Azerami i dosłużył się stopnia podpułkownika. Po powrocie do cywila osiadł w Armenii i związał się z opozycją, za co był wielokrotnie aresztowany. Obecnie też siedzi oskarżony o nielegalne posiadanie broni.
– Buntownicy nie otrzymali żadnego wsparcia społecznego – stwierdził jeden z zakaukaskich dziennikarzy. Kilkakrotnie niewielkie ugrupowania popierające zamachowców wyprowadzały na ulice wokół zajętych koszar niewielkie, kilkutysięczne manifestacje. Do największego starcia z policją doszło w nocy z 29 na 30 lipca. Spośród 3 tys. manifestantów aresztowano 165, a 93 osoby znalazły się w szpitalach.
Opozycja manifestująca w Erewaniu zarzucała obecnym władzom to samo, co i okupujący budynek: korupcję. Ale jej żądania była bardziej konkretne. Domagała się odwołania reformy konstytucyjnej, która automatycznie, po zakończeniu obecnej kadencji prezydenta, uczyni z Armenii republikę parlamentarną (zamiast obecnej prezydenckiej). Jednocześnie zarzucano władzom niekompetencję, której wyrazem miała być „kwietniowa wojna", ponowny wybuch walk z Azerami o Górski Karabach.