Dziś brzmi to jak legenda z innej epoki. Teraz umowy stowarzyszeniowej nie chcą podpisać Holendrzy. Sprzeciwili się porozumieniu z Ukraińcami w kwietniowym referendum. Ostatecznie ich rząd najprawdopodobniej złoży podpis, ale będzie to już zupełnie inna umowa. Nie w znaczeniu handlowym – tulipany nadal będzie można Ukraińcom korzystnie sprzedawać. Lecz politycznym.
Ukraińcy oficjalnie się dowiedzą, że umowa stowarzyszeniowa nie prowadzi do członkostwa w UE. Że wszystkie ofiary, wysiłek, upokorzenia, wyrzeczenia z ostatnich trzech lat nie mają żadnego znaczenia.
Domyślali się tego już od jakiegoś czasu. O perspektywach członkostwa nie było przecież mowy na szczycie Partnerstwa Wschodniego w Rydze w maju 2015 roku.
Teraz, na szczycie pod koniec tego tygodnia w Brukseli, unijne drzwi przed Ukrainą zapewne zamkną się na dobre. To cios także dla Polaków. Ostatecznie polegnie nasza polityka wschodnia, której głównym celem od czasu upadku PRL było przeciąganie Ukrainy na Zachód.
Referendum w Holandii, które do tego doprowadziło, to sukces tamtejszych promoskiewskich populistów. Są tacy i w innych krajach unijnych. I również szykują się do sukcesów. Ich skutki też mogą być niekorzystne dla Polski. Mam wrażenie, że nie wszyscy u nas poważnie traktują to zagrożenie.