Korespondencja z Brukseli
W piątek Donald Tusk ma przedstawić wytyczne dotyczące negocjacji w sprawie Brexitu. Po ogólnych przemówieniach wygłaszanych od środy, gdy Theresa May przesłała do Brukseli pismo notyfikujące zamiar wyjścia z UE, będzie to pierwsza oficjalna reakcja pokazująca priorytety 27 państw w nadchodzących negocjacjach.
Jedna kontrowersja jest już bardzo wyraźna. Londyn chce, żeby wraz z zaplanowanym na dwa lata negocjacjami rozwodowymi dyskutować od razu nad zasadami przyszłego związku. Jej partnerzy zamierzają to robić w kolejności: najpierw rozwód, potem porozmawiamy o przyszłości. – Celem negocjacji jest wyjaśnienie najpierw, jak rozwikłamy łączące nas więzy. Dopiero potem będziemy mogli rozmawiać o przyszłości – powiedziała niemiecka kanclerz Angela Merkel. W podobnym tonie wypowiadali się politycy europejskiej chadecji, którzy zjechali w czwartek na Maltę na kongres Europejskiej Partii Ludowej. Należą do niej kluczowi aktorzy Brexitu: Merkel, Tusk oraz negocjator Brexitu Michel Barnier. Ale postulat zachowania kolejności negocjacji forsuje też lewica. – Najpierw musimy zacząć negocjacje o zasadach wyjścia z UE, szczególnie o prawach obywateli i obowiązkach Wielkiej Brytanii wynikających z zaciągniętych zobowiązań. Dopiero gdy tu osiągniemy postęp, możemy zacząć dyskutować o ramach przyszłych relacji – powiedział francuski prezydent François Hollande w rozmowie telefonicznej z brytyjską premier. Stanowisko UE nie oznacza, że trzeba czekać dwa lata na rozpoczęcie rozmów o nowym porozumieniu handlowym. Ale na pewno nie można dwóch rodzajów negocjacji prowadzić równolegle. Dla Londynu to niewygodne, bo miał on nadzieję na uzyskanie lepszych warunków rozwodu w zamian za obietnice dotyczące przyszłości. Mógłby natomiast wiązać wysokość rachunku rozwodowego z przyszłym relacjami. UE wyraźnie jednak podkreśla, że zarówno kwestie budżetowe, jak i prawa obywateli oraz status granicy między Irlandią i Irlandią Północną muszą być uzgodnione, zanim przyjdzie do rozmów o przyszłej umowie handlowej.
Koszty rozwodu
Dyplomaci, z którymi rozmawiała „Rzeczpospolita", nieoficjalnie wskazują, że ton listu Theresy May nie jest koncyliacyjny. – Wyraźnie Londyn nie przyjął sygnałów, które wysyłamy od miesięcy. Czyli że na początku chcemy ustalić kwestie finansowe. May w ogóle o tym nie wspomina – mówi nam wysoki rangą dyplomata jednego z państw UE. David Davis, minister ds. Brexitu, zapewniał w czwartek: „Wypełnimy nasze zobowiązania, jesteśmy praworządnym krajem". Przyznał jednak, że o żadnych kwotach jeszcze nie słyszał. W najnowszej analizie sporządzonej przez brukselski think tank Bruegel rachunek brytyjski za Brexit, uwzględniający zobowiązania pomniejszone o brytyjski udział w aktywach UE, szacowany jest netto na kwotę 25–65 mld euro. Oczywiście do uregulowania w dłuższym okresie.
Drugim zaskoczeniem dla UE w liście brytyjskim jest element szantażu ze strony premier May, która grozi, że w razie braku porozumienia pod znakiem zapytania stanie przyszła współpraca z UE w zwalczaniu przestępczości i terroryzmu. – Nie jest zbyt mądre, żeby zaczynać negocjacje od szantażu – mówi dyplomata.