W rezultacie dokonanego 5 kwietnia ataku na Chan Szajchun zginęło 86 cywilów w tym 30 dzieci. Stany Zjednoczone dokonały w odpowiedzi odwetowego ataku pociskami samosterującymi typu Tomahawk na bazę lotniczą Szajrat syryjskich wojsk rządowych.
- Jest wątpliwe, czy to z tej bazy wystartował samolot i czy w ogóle atak nastąpił przy użyciu bomby lotniczej. Pierwsze zdjęcia z miejsca ataku gazowego pokazały resztki pocisku artyleryjskiego. Dwa dni później te resztki już zniknęły - powiedział Wojciech Szewko.
- Amerykanie potrzebowali pretekstu do ataku. Podobne sytuacje występowały już w przeszłości. Atak nastąpił w momencie, gdy Asad wygrywał na wszystkich frontach. 48 godzin przez atakiem sekretarz stanu Rex Tillerson i przedstawiciel USA przy ONZ Nikki Haley mówili, że prezydent Syrii może zostać na stanowisku. Twierdzono, że los Asada jest w rękach Syryjczyków. Po dwóch dniach dochodzi do ataku gazowego na miejscowość o znaczeniu strategicznym na poziomie Garwolina - komentował gość programu.
Ekspert ds. stosunków międzynarodowych uważa, że sytuacja powinna być wyjaśniona przez zagranicznych ekspertów. - Świadkowie mówili o czterech miejscach ataku, a pokazano jeden lej po wybuchu. To powinno być wyjaśnione, powinni pojawić się inspektorzy ONZ. Nawet jeśli nie ONZ, to kilkadziesiąt kilometrów dalej znajdują się wojska tureckie, które dysponują specjalistami - skomentował.
- Jeżeli ktoś do tej pory uważał Donalda Trumpa za rosyjskiego agenta, to w tej chwili wszyscy powiedzą "to jest prawdziwy przywódca". Barack Obama przez osiem lat godził się na przekraczanie "czerwonych linii", a kilka przypadków ataków gazowych było. Teraz pokazano, że Trump natychmiast reaguje - mówił Szewko. - Przywódcy europejscy atakowali Trumpa zanim został jeszcze zaprzysiężony. Teraz wszyscy go poparli - dodał.