Szef MSW Białorusi Igor Szuniewicz proponuje zatrudniać byłych więźniów w specjalnie utworzonych gospodarstwach wiejskich. Produkcja z tych gospodarstw ma trafiać do zakładów penitencjarnych. – W ten sposób byli skazani otrzymają możliwość resocjalizacji – mówi Szuniewicz.
Nie precyzuje jednak, na jakiej podstawie byli więźniowie mieliby być skierowywani do takiej pracy. Oświadczył jedynie, że jego resort przygotowuje odpowiedni projekt ustawy.
Wiele wskazuje na to, że podstawą jest ostatnia wypowiedź prezydenta Aleksandra Łukaszenki, który stwierdził, że „bezrobotnych trzeba zmusić do pracy specyficznymi metodami". – Szpadel w zęby i do roboty – mówił. Rządzący od ponad ćwierćwiecza prezydent Białorusi powiedział, że zamierza w ten sposób „zatrudnić" 550 tys. bezrobotnych. Po raz kolejny potwierdził, że nie wycofa się z kontrowersyjnej ustawy „o pasożytnictwie" i że niebawem podpisze jej nową wersję.
Wprowadzenie podatku od bezrobocia wiosną wywołało protesty w różnych regionach Białorusi. Tuż po tym Łukaszenko wstrzymał pobieranie podatku i poprosił o dopracowanie ustawy. Teraz zapowiedział jeszcze ostrzejszą walkę z bezrobociem. Niewykluczone, że chodzi o poszerzenie praktyk pracy przymusowej. Obecnie na Białorusi jest 29 tak zwanych zakładów resocjalizacyjnych. Trafiają tam przeważnie osoby zalegające z płatnością alimentów oraz skazani za popełnienie drobnych przestępstw.
Przez obozy pracy przymusowej na Białorusi przeszedł już niejeden opozycjonista. Znany działacz białoruskiego ruchu demokratycznego Paweł Siewiaryniec spędził w takim zakładzie na północy kraju dwa lata. – Mieszkaliśmy w dwupiętrowym budynku z dwudziestoma pokojami. W oknach kraty, przy wejściu z budynku dyżuruje milicja. Wyjść można tylko na podstawie specjalnego pozwolenia. To można porównać do Gułagu – mówi „Rzeczpospolitej" Siewiaryniec. – Rano odwożą do ciężkiej fizycznej pracy, przywożą późno wieczorem. Po 12, a nawet 14 godzinach dźwigania drzewa, kamieni czy ziemniaków człowiek nie ma siły stać na nogach. Państwo wykorzystuje ludzi do pracy niewolniczej i płaci marne grosze. Można zrezygnować albo uciec, ale ze świadomością, że następnego dnia wylądujesz w więzieniu – dodaje.